wtorek, 30 września 2014

15. Siostra


Patrzyli na nią oniemiali. Ich wzrok mówił więcej niż tysiąc słów. Kasumi zeskoczyła z drzewa i usiadła koło nich. Cały czas śledzili ją wzrokiem. Milczeli jeszcze przez chwilę, w końcu Hao się odezwał.

- Mogłabyś nam to wyjaśnić, z łaski swojej? – powiedział wymuszonym, słodkim głosikiem. Dziewczyna odwróciła się, złożyła ręce na piersi i podniosła lekko głowę do góry. Obraziła się.

- Nie! Ale mam prośbę. Jak umrzesz, mógłbyś przekazać mojemu bratu, że jestem na niego obrażona do końca Króla Duchów? Proszę~? – powiedziała, odwracając głowę w jego kierunku. Yoh, który nic z tego nie rozumiał, zaczął być naprawdę zły.

- A może wyjaśniłabyś to MI? Bo co jak co, ale nie ogarniam co się dzieje. – powiedział.

- Muuuuuuuuuuszę? To takie nużące…… Ale ok – dodała po zobaczeniu ich spojrzeń – No więc, jestem waszą siostrą. Cześć. Tak żeby nie było, to mam na imię Kasumi. To moja… - liczy na palcach – nie mam zielonego pojęcia która, reinkarnacja. Ale w tym ciele, mam 14 lat, tak jak wy. Wiecie, że urodziliśmy się tego samego dnia? – spojrzeli na nią, wzrokiem który powinien ją zabić na miejscu – dobra, dobra. Nasze narodziny… (w tym momencie następuje retrospekcja, falujący obraz i takie tam)

*** 14 lat temu***

Rodzina Asakurów zebrała się w jednym pokoju. Już niedługo Keiko ma urodzić. Wiadomo było, że urodzi dwóch chłopców – w tym, Zeka. Miała być też dziewczynka. Nie musieli jej zabijać – była martwa już na początku. A raczej nie tyle martwa, co w tak bardzo złym stanie, że tylko w szpitalu dałoby się ją uratować. Ale w szpitalu nie dałoby się zabić bliźniaków, więc nie mogli tego zrobić. Poza tym, nie wiadomo czy Zeke dla zmyłki nie reinkarnowałby się w ciele dziewczynki, tak dla zmyłki. Więc będą musiały umrzeć wszystkie dzieci. Ich nie doszła matka była zrozpaczona. Ale wypełniała swą powinność. Już zaczynała. Pierwsza urodziła się dziewczynka. Nie mieli jak jej ratować, bo przecież w każdej chwili mogło wyjść kolejne dziecko. Po prostu ułożyli ją w misce z ciepłą wodą, tak by mogła oddychać. Yohmei przygotowywał się do zabicia kolejnego dziecka. Wahał się tylko przez chwilę, ale wystarczyło to, aby Duch Ognia się nim zaopiekował. Zniknął w ogniu. Ale dziecko w wodzie, leżało zbyt blisko. Podmuch ognia wyrzucił je przez okno, które było otwarte. Wylądowała w rzece. Wtedy właśnie urodził się Yoh. Nigdy nie widział swojego rodzeństwa… Rzeka płynęła dość prędko, ale misa się nie przewróciła. W końcu została wyrzucona na brzeg. Tam, czekał na nią mężczyzna, który dobrze znał duszę która zamieszkuje to ciało. Zabrał je do obozu. Będzie ją tu wychowywać. Musi nauczyć jej ciało chodzić, mówić i całą resztę. Jej dusza będzie mu w tym pomagać, ale to nie wystarczy… W domu Asakurów natomiast, jej matka rozpaczała. Dziecko gdzieś zniknęło. „Przecież, gdybyśmy od razu byli w szpitalu, stało by się tak samo, a nawet lepiej. Gdyby ten perfidny przodek, miałabym trójkę kochanych dzieci. Ale to, że porwał moją córkę… Gdyby Mikihisa się sprężył, zdążył by do szpitala! Ale nie, on musiał ją porwać. Mam tylko nadzieję, że jej pomorze…”

***znowu czasy turnieju***

Patrzyli na nią oniemiali. To było najdziwniejsze co usłyszeli przez ostatni czas.

- Mam siostrę! – wykrzyknął Yoh i przytulił ją. Reakcja Hao był inna…

- Nie jestem najstarszy?!? – powiedział z rozpaczą w głosie – Ale że jak to...? Ja nie chce!

- Chyba nie znosi tego za dobrze… - Kasumi spojrzała z politowaniem na brata. – Weź do pociesz!

- Nie martw się, ja jestem przecież najmłodszy. Poza tym, jesteś najstarszy z bliźniaków! A to, że  jesteś środkowy z trojaczków, to nieważne! – próbował go pocieszyć najmłodszy. Udało mu się.

- Wiedziałem, że z nią jest coś nie tak… - dodał przez łzy. W tym momencie przez polanę przebiegł Morty, którego gonił jakiś szop.

- Cześć Yoh, Kasumi i Yoh! – i już go nie było. Po chwili milczenia, wybuchli śmiechem. Nagle Yoh wstał jak oparzony. Popatrzył na nich z przerażeniem.

 - Anna mnie zabije! – spojrzeli na niego zdziwieni – Chodzi mi oto, że jest późno, a ja jestem poza domem i nikt nie wie gdzie jestem! A tak w ogóle, co tu robił Morty? – dodał

- A wiesz, też się zastanawiałem… Wyjaśnisz? – spytał siostry

- Uczę go na szamana. To jeden z moich najbardziej pojętych uczniów! – powiedziała do braci, którzy się zdziwili. Szczególnie Yoh, bo Hao widział go już w akcji. Kasumi więc wyjaśniła im wszystko od początku…

***Morty***

Koniec końców, zjadłem swojego batonika. Leo miał mi pokazać sposób na bardziej efektowne treningi, więc musiałem się doładować. Namiot jego nowego kolegi był jednym z największych. Stół roboczy był zawalony papierami i planami. Na podłodze leżały niedokończone wynalazki, a w pudełkach narzędzia i inne takie. Widać, że jest wynalazcą. Ale było też wiele malunków. Zaraz… Czy to jest Mona Liza?!?!!?!?!?!?!?!!?!?

- O jest! Masz! – podał mu szopa – to jest Steve. Pokazujesz mu marchewkę, wkładasz do kieszeni i zaczyna cię gonić. Jak chcesz się zatrzymać, dajesz mu jedzenia. A potem znowu. Każdy dostaje pięć marchewek, więc można mieć tylko tyle przerw. W obozie jest miejsce gdzie dajemy mu ostatnią. Jakieś pytania? Nie? No i fajno. Na trening! – wypchnął go. Więc Morty postanowił potrenować. Zrobił tak jak mu kazano. Biegnie sobie, jakaś wiewiórka łazi po drzewie, kot się na niego gapi (pewnie z obozu) a szop psychol go goni. Już kończy. Zużył wszystkie marchewki, bo to Steve bardzo szybko się porusza, Wbiega na polankę gdzie widzi swojego przyjaciela i mentorkę.

- Cześć Yoh, Kasumi i Yoh! – i biegnie dalej. Chwila że zaraz co?!!? Tam było dwóch Yoh! Musi to sprawdzić! Ale nie ma już żadnych marchwi! Dopiero w obozie może się zatrzymać. Biegnie szybciej niż kiedykolwiek wcześniej, zgarnia karotkę i daje zwierzęciu. Wtedy podbiega do niego Opicho.

- Opicho chce żebyś poszedł na podwieczorek! – wtedy przybiegła Ani.

- Och jesteś! Świetnie! Mógłbyś się nią zająć? Musisz do głównego ogniska, tam na stole jest jedzenie. Daj jej kawałek ciasta i zaprowadź do mojego namiotu. Dzięki!- I już jej nie było. Chcąc nie chcąc musiał się zająć dzieckiem, które było jego wielkości. To się nazywa pech. Po ciągłym gonieniu i wyrywaniu czekoladowych batoników, był tak padnięty, że ledwie doczołgał się do namiotu. To był wyjątkowo ciężki dzień.

To jest Steve:
 
 
Tak no i tyle. Mam nadzieję, że ten rozdział wiele wyjaśnił.
Hao: Nie jestem już najstarszy! T.T
Yoh: Jestem najmłodszy! T.T
Morty: A ja zmęczony -,-
 
 
 
 

piątek, 26 września 2014

14. Nie oczekiwany zwrot wydarzeń

Ohayo! Zapraszam na kolejny mózgopsuj! Pojawią się nowe postaci! Jej! Zapewne jakoś często być nie będą, ale jak zrobię zakładkę z bohaterami to i tak ich umieszczę. Ale mi się nie chce...
Hao: Komu dedykujesz?
Yyy... Wszystkim?
 
 
Patrzyli na siebie nie pewnie. W końcu rozstali się w takich okolicznościach… Nie dziwne, że czuli się nie swojo. Przecież nie tak dawno byli największymi wrogami…

- No to... Ymm… Chyba należą ci się wyjaśnienia…- mruknął Hao pod nosem. Yoh, który siedział obok niego usłyszał to, ale był zbyt zajęty myśleniem. W końcu wydusił z siebie.

- Pewnie tak… Chciałbym wiedzieć co się stało… - ciągle jeszcze nie był pewien czy może mu zaufać. Pragnął mieć brata, ale boi się, że coś zepsuje. Jak powinni zachowywać się bracia?! Na ile można sobie pozwolić? A jeżeli się obrazi? Odwróci się ode mnie? Nie wiedział, że na pobliskim drzewie brunetka zrobiła klasycznego faceplame. „Jak oni mogą być tak nie pewni w stosunku do siebie?!? Chyba, że to przeze mnie… Nie! Na pewno nie! A co jeżeli…?” Starszy z braci również to usłyszał.

- Nigdy się od ciebie nie odwrócę… - wyszeptał cicho. Rozumiał jego nie pewność. W końcu sam zwlekał i pewnie nadal zwlekałby na to spotkanie, gdyby nie ten przypadek. Ale… Co jeżeli on mnie nie polubi? Co jeśli tak, a przodek wróci, by mnie opętać? Może to test? Jak będę postępować według jego nauk, to zostawi mnie w spokoju, a jak nie – to nie? I przede wszystkim. Czy pozwoliłbym się znowu opętać? Przecież jestem już silniejszy niż jako niemowlę…

- Ej… To opowiesz mi co się stało…? – Zapytał chłopak w słuchawkach. Jego brat spojrzał na niego.

- Ech… No więc… I jeszcze no… A no… - Widać było że nie może wysłowić.

- No dobra… Weź głęboooki wdech i dokładnie przemyśl co chcesz powiedzieć. – przerwał mu Yoh poradą. Ten spojrzał na niego krytycznie. W końcu jednak zaczął mówić:

- No dobra… Więc, ja jestem Hao Asakura, twój brat bliźniak. Przez ostatnie 14 lat mieszkałem w swoim ciele w raz z Zeke’iem. Ty mnie przedziurawiłeś na pół, ktoś mnie uratował i wszystko jest cacy stuk stuk. Przez ostatnie tygodnie mieszkałem sobie z Kashią, która zapewne nie długo się pojawi.  Czy jest coś jeszcze o czym chciałbyś wiedzieć? – powiedział z szybkością karabinu maszynowego. Jego rozmówca tylko się uśmiechnął tym swoim uśmiechem, i rzekł

- Tak, bardzo dużo, ale nie teraz.  Może potem… - usiedli oparci o drzewo. Zaczęli rozmawiać o czymkolwiek i śmiać się z czegokolwiek. Czyżby nastały lepsze czasy…?

***Morty***

Dlaczego w obozowisku jest tal cicho? Gdzie się podziała Kasumi?! I… Dlaczego biegnie do mnie Opacho?!

- Ty jesteś Morty! Masz iść za Opicho! – Zawołało dziecko i pobiegło. Chłopiec stał zadziwiony na środku pola. W końcu ktoś się nad nim zlitował. Był to ten chłopak, co pomógł mu nieść rzeczy, oraz przemówił na kolacji. Miał na imię Leo. Spojrzał na zdezorientowanego młodzieńca i rzekł:

- Hah… Chodź, może jeszcze ją dogonimy… Trzeba by ci wytłumaczyć parę rzeczy, co nie mały?

- Mam 13 lat! Nie jestem mały, tylko drobnej budowy, no! – wkurzył się. Co oni wszyscy mają do jego wzrostu! Ten spojrzał na niego i wzruszył ramionami, a następnie ruszył przed siebie. We dwójkę szli, aż doszli do drzewa. Tylko gdzie to dziecko?

- Eee… Gdzie on jest? – zapytał rozkojarzony

- Nie on, tylko ona i to ty masz ją znaleźć. Zobaczymy jak sobie poradzisz – uśmiechnął się i zniknął. Zdezorientowany popatrzył dookoła. Naraz wpadł na pomysł. Wyjął z kieszeni kurtki batonika.

- Ej! Jak się pokarzesz, to dam ci batonika! Albo ciasteczko! Co tylko chcesz! – wołał. Z drzewa wyskoczył mały jasno-brązowo ciemno-brązowy kotek. Popatrzył na niego i stanął na tylnych łapkach. – Miał!!! – Morty spojrzał na niego jak na kosmitę.  Po chwili kot przemienił się w małą ciemnoskórą dziewczynkę (nie będę dawała obrazka, bo przecież wygląda jak Opacho -,-)

- Daj~~ Opicho chcieć! – jeszcze chwila i zaczęła by płakać, więc szybko dał jej herbatnika.

- Cze-ko-la-da! Opicho woli cze-ko-la-dę! – Morty wahał się przez chwilę. Naglę z drzewa zeskoczył jeszcze jeden kot. Zamienił się w dziewczynę o czarnych włosach średniej długości. Zaśmiała się.

- Nie wolno ci jeść czekolady! A ty całkiem nieźle sobie poradziłeś! Wybacz ale zawsze testujemy nowych. –dodała ze skruchą – Ale nawet nie proponuj jej czekolady. Dopóki Kas jej nie da, nie wolno jej. Ale z chęcią zje herbatniki, prawda? – mówiła dźwięcznym głosem

- Opicho chce! – wdrapała się na dziewczynę. Ta znowu się zaśmiała.                                                               

- Jestem Annabel, ale wszyscy mówią na mnie Ani.

- Cześć Ani… Jestem Morty. – powiedział.

- Chodźmy do obozu, trzeba cię w końcu w parę rzeczy wtajemniczyć^^”- rzekła i ruszyli

***dom Anny i Yoh***

-C-co się przed chwilą stało? – zapytał zdezorientowany Horo.

- J-ja nie wiem… Był tu Morty i chyba… strasznie się z niego śmieliśmy… - przyznał Ren

- Nie! Śmieliście się z mojego żartu! – krzyknął komik, ale nikt go nie słuchał.

- O-on… on się wyprowadził… - szepnęła Anna – mówił że będzie szamanem, a my się z niego

  śmieliśmy… Czułam się dziwnie…

- Mój nie doszły protegowany!!! -  zaczął rozpaczać Rio. Nastał wielki rozgardiasz. Nikt nie zauważył

niskiej dziewczynki, która była na szafie. Uśmiechnęła się i zmieniła w kota, a następnie między

nogami zdezorientowanych szamanów uciekła do obozu…

***na polanie***

- Hao… Zaraz zasnę… Opowiedz mi o czymś… - narzekał Yoh oparty o jego ramię.

- Dobrze, ale co? Opowiedziałem ci połowę mojego życia! – krzyknął jego brat

- No to opowiedz mi o  naszych narodzinach^^” – uśmiechnął się – jeżeli oczywiście pamiętasz…

- Jasne! No więc, urodziłem się duch Zeka wpadł we mnie i zacząłem płakać. W sekundę wytłumaczył

 mi sytuacje i obronił Duchem Ognia. Poprosiłem go, żeby powiedział Ci, żebyś się nie martwił i

wszystko będzie dobrze. Już wtedy czułem się starszym bratem! – dostał kuksańca – Ale, że jeszcze

nie żyłeś, trzeba było powtórzyć to naszym… r-rodzicom… i nie wiem czy to oni, czy Zeke zmienił to co

chciałem powiedzieć… - dokończył. Wtedy z gałęzi drzewa, przyczepiona do gałęzi, pojawiła się

Kasumi. Była w kucki do góry nogami i miała złożone ręce na piersi.

- Jak zwykle! Dlaczego nikt nie mówi o moich narodzinach! – krzyknęła obrażona.

- Przepraszam, ale  o co ci chodzi?!? I czemu podsłuchujesz! – pieklił się Hao

- Kto to? – zapytał niewinnie Yoh przekrzywiając głowę w bok.

- Ech… - pomasowała sobie skroń – Jestem waszą siostrą!!!
 
 
Hao: Znowu psujesz ludziom logikę==
Ale to było chyba oczywiste! A nie...? Dobra postacie:
 
                                                                     To jest Ani.
To być Leo. Szukałam jakiegoś w miarę czegoś przez prawie dwie godziny ;-;
 PS Bardzo dobrze, Will, ze nakarmiłaś moje ryby, bo inaczej były by głodne ;-;

piątek, 19 września 2014

13. Yoh vs Yoh


Ohayo! Długo wyczekiwana notka! (chyba -,-)
Hao: Ale to w następnej będą się dziać mega ważne rzeczy...
Oj tam oj tam. Rozpiszę się na dole.
 
 „Dlaczego Yoh przyszedł akurat na tę polankę co ja?!?!? Co to ma być za pech? Ale chwila… Przecież ja wyglądam jak on! Może uda mi się wmówić mu, że to ja jestem Yoh, a on nie?! Ale chyba nie jest idiotą… Można spróbować… Albo lepiej! Ucieknę!” pomyślał Hao. Wstał, i uciekł między drzewa. Jego brat, co oczywiste, zaczął go gonić. Biegali chyba po całym lesie. Nawet Mortego spotkali. W końcu… znowu trafili na tą polankę. Chłopak w słuchawkach wyskoczył i upadł na brata. Ten, przeturlał go i będąc już na górze wstał, a następnie uciekł na drzewo. Wtedy młodszy, również się na nie wspiął i zaczęli się gonić po drzewach.

- Ej! Zaczekaj! Dlaczego wyglądasz jak ja i czemu uciekasz?! – krzyczał ten w słuchawkach. Oczywiście starszy nie chciał się zatrzymać, bo ujawniłby tym samym że żyje, a do grobu mu nie pilno. W końcu jednak spadli, za sprawą goniącego (serio -,- brak mi synonimów) z drzewa. Oczywiście to Yoh wylądował na górze. Uśmiechnął się, unieruchomił go i powiedział.

- Chyba nie najlepiej zaczęliśmy… Jestem Yoh, a ty? – powiedział z tym swoim wyszczerzem.

- Albo jesteś ślepy, albo masz beznadziejną pamięć. – odburknął mu. Ten na górze natychmiast wstał i zaczął się cofać z przerażeniem w oczach.

- Z-zeke! T-ty ż-żyjesz?!

- Nie, tak tylko na wakacjach jestem. Oczywiście że żyje, głupku! I nie Zeke, tylko Hao – powiedział, lekko się obrażając. No bo co w końcu?! Przecież nie jest… nim. Poczuł ból w sercu. „Nie, nie mogę teraz płakać. Nie przy nim. Jak mu to wyjaśnić? Nie zaczęliśmy najlepiej.  Szkoda…” Młodszy zaś, nie wiedząc o czym myśli brat wstał i sięgnął po… patyk? No, ale lepszy patyk niż nic. Bo przecież on na pewno będzie chciał się zemścić… Ten jednak wstał, otrzepał się i wrócił pod drzewo.

- Ej… co ci się stało? – zapytał nie bez trwogi.

- A co mi się miało stać? Nie ogarniam tego co się dzieje, spotykam dziwnych ludzi i własny brat mnie nienawidzi! O co takiego może chodzić, hmm? – rozkleił się. Łzy zaczęły lecieć mu po twarzy. Yoh wahał się. Ale przecież… Anna mówiła coś o czymś. Podszedł do niego i go przytulił. Jednocześnie zdrowy rozsądek kazał mu uciekać, ale sercu mówiło żeby został. Posłuchał tego niewielkiego narządu o dwóch komorach i dwóch przedsionkach (co ja piszę O-o). Po chwili jego brat również się przytulił. I wtedy na polanę wpadła Kashia…

- Hao już je… A my się zastanawiałyśmy jak was pogodzić – dodała z rozczuleniem. W tym samym momencie z drzewa zeskoczyła Kasumi.

- Miło jest widzieć was pogodzonych, choć wnioskując z twoich myśli, nie byłeś pewny wyboru. Zostajesz na kolacji? – powiedziała z prędkością karabinu maszynowego.

- A TY nie miałaś wrócić do obozu? – wycedził Hao. A Yoh był zupełnie zdezorientowany. Brunetka wzruszyła ramionami i przeteleportowała się do siebie.

- No wiesz, jak możesz być tak nie uprzejmy dla niej? – rzekła blondynka z wyrzutem i walnęła go w głowę. Ale pomyliła się i uderzyła Yoh.

- Ał! Za co?! – wykrzyknął lekko poirytowany.

- Moja wina że wyglądacie identycznie? Jak ci to tak bardzo przeszkadza, to oddaj Haosiowi.

- Miałaś mnie tak nie nazywać!!! – słychać było z polanki. A jednak zostawmy ich, bo w rodzinnym domu działo się coś ciekawszego…

***Dom rodzinny Asakurów***

-Że co?!?!?!?!?!?!?!?!? Jak to to zło wcielone żyje! Gdzie co jak kiedy? – gorączkował się Mikihisa.     

 Dlaczego? Bo babcia Yoh (nie chce mi się szukać, a nie pamiętam .-.) miała wizje!

***Ten dom gdzie mieszka Anna i spółka***

- Gdzie on jest? Znowu uciekł? Dlaczego? Co się dzieje? – Anna powoli tworzyła koleinę kręcąc się w

 kółko na podłodze. Była wyraźnie zła, dlatego nikt nic nie mówił. Wszyscy chcieli jeszcze żyć.

Naj wyraźniej nie licząc Mortego. Bo właśnie tą chwilę wybrał, aby wejść do domu i wziąć swoje rzeczy. Anna oczywiście go zauważyła. Jednak wszystko potoczyło się inaczej niż myślała…

- O Morty, jesteś. Gdzie się podziewałeś? No, nie ważne. Masz pozmywać gary, posprzątać kurz…

- Nie! Nie zrobię tego! Nie mieszkam już z wami, właśnie biorę swoje rzeczy! – krzyknął zdenerwowany. Właśnie przeciwstawił się Annie. Wow. Ale musi zdążyć do obozu na odpowiednią godzinę, inaczej nie będzie mógł się już uczyć u swojej mentorki.

- Nie? – Powiedziała to takim głosem, że sam Śmierć by się przestraszył na śmierć. Wszyscy koledzy już życzyli mu powodzenia, w życiu po życiu. – Co masz na myśli?

- Ja… Ja szkolę się na szamana! Będę potężniejszy od was wszystkich! Tylko – rozgląda się dookoła- Tylko zgubiłem gdzieś Ducha Stróża…- skończył zakłopotany. Wszyscy wybuchli śmiechem. Śmiali się, chichotali lub rechotali. Niski chłopiec jednak ruszył przed siebie. „Nie powiem im o tym że widziałem Yoh. Niech się martwią. Nie obchodzi mnie to. Dołączę do nich w turnieju. Jak zobaczą mnie w jakiejś drużynie i zobaczą jaki będę silny to im kopara opadnie!” Tak myśląc ciągnął za sobą torbę, aż dotarł do lasu. Tam podał część swoich rzeczy jakiemuś chłopcu z obozu i razem ruszyli.
No dobrze! Konkurs wygrała.... Miki! No kto by pomyślał no nie? A więc foty Kashii z poprzedniego rozdziału!



To te duch stróż Ten kameleon.
Kashia: Ale dziwnie wyglądałam, no nie? Co ja tam jeszcze... A tak.  Doty tam co imienia nie pamiętam ale wyglądasz jak ten idiota Gilbert: Nie moja wina, że wyglądasz jak ta pruska zaraza!
Gilbert: Tak zaglibiaście!
Do Miki: Przepraszam że cię zaraziłam no... Ale zaraziłam też koleżankę, kolegę, mamę... To chyba jakaś epidemia o_O Ja się chyba zaraziłam od szczurów... jeden obsmarkał mi rękę ==
Felix: Ja możesz nie lubić totalnej historii o jakby mnie? T-T
Cała moja klasa (nie licząc niektórych, np. mnie) nie lubi Historii... Chociaż ja ostatnio patrzę się na mapę i mówię: Nienawidzę cię. I hate You Prusy. Gilbert jesteś idiotą. Nie lubię cię. Jesteś głupi. Ostatnio kolega z ławki się przyłączył, tylko on hejtował Austrie...
Kasumi: *biegnie i przytula*
O czymś zapomniałam...? A tak! Jako że wygrałaś, Dostajesz dedykację! W zasadzie spycjalnie dla ciebie przez prawie dwie godziny pisałam! Czuj zaszczyt!

czwartek, 18 września 2014

12. "Co tu robi Yoh?"

Ehm. Ohayo? Kto jest nam mnie zły poza Miki? To ja może rozpisze się na końcu...
 
 
Biegł szybko przed siebie. Tak po prostu. Słyszał krzyk Tamary, która najwyraźniej odkryła, że nie ma go w pokoju. Uśmiechnął się pod nosem. „Powie im, że poszedł biegać. Anna się wkurzy. Nie lubiła, jak trenował bez jej zgody. Żeby się nie przepracował, czy coś tam. Nie… Chodzi o to, żeby nie spalał tkanki tłuszczowej… Owszem je mało, ale wystarczająco!  No dobra… Wszyscy już zauważyli, bo chudnie w oczach. Ale on chce przeprosić. Choć nie bardzo ma jak…” Wbiegł na polanę. Nagle pod drzewem zobaczył… Yoh?

***wcześniej***

„Ech. Niby było przyjemnie, na tym obiedzie, ale czułem, że jestem wykluczony. W końcu poszedłem się przejść. Nie ma to jak wiedzieć, że twoja przodkini i przyjaciółka knują… zapewne jak by pogodzić go z bratem. Ale kto tam je wie… A więc idę, i idę i idę i nudzi mi się i nie mam co robić…  O mój ty jeju! To Morty! Co on tu do jasnej anielki robi? Przecież… No tak!” Walnął się w głowę. „Przecież nie daleko jest ten ich obóz! Jeszcze tylko Wyrzutków mi brakuje!” I właśnie w tym momencie zza drzew wyszedł Marco.  „Nie ma to jak pech” pomyślał tylko, zazwyczaj długowłosy Asakura. Na całe szczęście, Kasumi przyszła do nich z ubraniem dla Hao, które wyglądało tak jak Yoh. Brakowało tylko słuchawek, ale nie mogła znaleźć w sklepie, a nie chciało jej się przemieniać. Tak więc, nieco przestraszony, wyszedł zza krzaków.

- C-cześć Morty! – Lekko się zająknął.  Kto by się nie zająknął no?!?!

- Och, cześć Yoh! Nic ci nie jest? Nie brzmisz najlepiej. – no bo oczywiście nie są bliźniakami z głosu.

- Ach, widzisz – co tu wymyśleć, co tu wymyśleć, ratujcie mnie no!

- Zamilcz! Nie jesteś tym za kogo się podajesz! Jesteś Zeke!

- Nie, wiesz raczej nie. Ale trochę mnie boli głowa. Masz może aspirynę? – Wyrzutek gotował się ze złości. Jak ten niegodny życia szaman śmie się z niego śmiać?!? Skoro mówi, że jest Zekem, to znaczy, że jest Zekem, no! Jak można tego nie rozumieć! Stworzył kontrolę ducha. Zabije go i tego małego też.

- Yoh, stój daj mi spróbować! – wykrzyknął młody chłopak. Stworzył kontrolę ducha i wsadził ją do młotka, który stał się wielkim młotem. Ruszył szybko w stronę wroga. Ten jednak, jako że był silniejszy, odepchnął go. Hao gwizdnął z podziwem. „Podszkolił się i to bardzo. To na pewno sprawka dziewczyny. Wie że coś z nią nie tak. Jakaś taka… zbyt znajoma.  Ale mimo to… Marco właśnie próbuje mnie zabić !!! Zrobił szybki unik. Jak to tam było…? Kasumi! Halo! Popapraniec próbuje mnie zabić! Help me! Gdzie one są kiedy są potrzebne?!!?” Nagle blondynka wyskoczyła z lasu (byli na polanie). „Tylko dlaczego Kashia ma tak długie włosy i w dodatku patelnie?!

- Paskal! Forma ducha! Do patelni! – Wow. Nie wiedziałem, że można tak dobrze walczyć patelnią. Tylko dlaczego ma takie długie włosy? Normalnie jak tarzan na lianie, tak ona na włosach! Marco też, bo rozwaliła go tak szybko… A może to dzięki temu kameleonowi? To nie zmienia faktu, że niedobry pan sobie poszedł, Morty zresztą też, a panie są na mnie wkurzone.

- No co?! – krzyknąłem. Co takiego zrobiłem, że niby to moja wina!

- Wiesz czemu chciałyśmy, że sobie poszedł? – zapytała ciemnowłosa.

- Albo mnie nie lubicie, albo knułyście jakiś plan… - nie byłem pewny. Mają czasem dziwne pomysły. Na przykład tym razem. Skąd miałem wiedzieć, że poprosiła ją żeby pozmieniała trochę jej wygląd na postacie z bajek Disneya?! Noż po prostu!  Nie ma co się kłócić. Kasumi szybko ją przemieniła z powrotem i poszły. Jedna uspokoić blondyna, że z „Yoh wszystko w porządku” i „Nie mogę ci powiedzieć skąd go znam”, a druga przynieść jedzenie i koce. Jak ona dobrze mnie zna… Oczywiste jest, że tu zasnę. Ale nie dane mi było odpoczywać pod drzewem długo, bo oto… Co tu robi Yoh?!?!?!
To. Jest. Krótkie. Bardzo wszystkich przepraszam, a szczególnie tych co czekali. Ale ten pierwszy akapit sprawił mi najwięcej problemu == Ach, no tak. Konkurs! Z jakiego filmu Disneya jest osoba w którą zamieniła się Kashia?!
Hao: Przecież to oczywiste...
Dla ciebie może tak, bo przed chwilą razem ze mną to oglądałeś == Więc... piszcie w komentarzach! Wszyscy którzy zaglądają na stronę! Tak ciebie też się to tyczy!
Hao: Czy ty właśnie... łżesz o komentarze?
Ażebyś wiedział == Na ale ja jestem chora, głowa boli i umieram, wena się skończyła, Z pokoju brata mangi kradnę (ma 12 pierwszych tomów Death Note ^^") więc pisanie jest utrudnione. Ale co tam. Przecież prawie nikt tego nie czyta... Dobra, następna część będzie szybciej (może) bo mam na nią pewien pomysł...

poniedziałek, 1 września 2014

1 dzień szkoły- sprawozdanie


*jakiś czas temu*

Kashia: Nudzi mi się! Nie mam co robić!

Mama: Chodź, są jakieś gazety, zobacz co chcesz do szkoły.

Kashia: Jej! *biegnie do kuchni z prędkością dźwięku*

Kashia: Rzeczy do szkoły!

Feliks: Ona tak zawsze?

Hao: Niestety. Nie potrafi się ogarnąć, jeżeli wie, że może sama wybrać zakupy. A jej rodzice płacą…

Feliks: Nie zazdroszczę im… *patrzy na autorkę, która lata po całym mieszkaniu i woła co sobie kupi*

Hao: Ja również…

Kashia: Kupię 10, a może 14 zeszytów… i kredki i flamastry i brokat! Dużo Brokatu! *śmieje się jak szaleniec* I krepina i bloki! *ma obłęd w oczach* Dużo wszystkiego! Mha ha ha ha ha! Wszystko!

Mama: Ale wiesz, że będziesz musiała sama tam pójść i to na piechotę…

Kashia: *z przerażeniem* S-sama?

Hao: Oj tam pójdziemy z tobą!

Kashia: *w myślach* Świetnie, nie mogę zaprzeczyć ani nawet spojrzeć w ich stronę, bo mama ich nie widzi i wyszło by na to, że jestem jakaś dziwna…

*dziś*

Kashia: O nie! Za 15 jest rozpoczęcie roku! Gdzie jest moje wszystko! *szuka wszystkiego* Zaczynam się stresować… *wybiega z domu i idzie do szkoły* „A co jeżeli na stronie źle podali? Jeżeli już się zaczęło? Jeżeli zrobiono błąd?” Hao! Jesteś pewien, że jest na 9?

Hao: Tak jestem pewien.

Kashia: Mimo to się stresuje… *wchodzi do szkoły* Dzięki Bogu, ktoś również przyszedł! Cześć Maciek!

*uroczystość*

Kashia: „Stoimy w przejściu, a obok mnie rozmawiają o…”

Ktoś: …. Banany….

Kashia: „Rozmawiają o bananach?! Z kim ja chodzę do szkoły *myślowy faceplame*”

Wychowawczyni: Szybciej no! Na sale!

*gwar i szum*

Pani: Witajcie! *mówi jakiś beznadziejny wierszyk którego nie chce pamiętać* Nasza kadra bardzo się cieszy, mogąc was dzisiaj widzieć!

Kashia: *patrzy na wychowawczyni* *szeptem* To prawda? Stęskniła się pani za nami?

Wychowawczyni: *wzrok „puknij się w głowę”

Pani: *Coś tam gada* A oto kadra klas 4! *wymienia od A do G*

Kashia: Ej, ja znam tylko tą od historii. Reszta musi być nowa, co nie? Nie widzę naszej od anglika…

Pani: Chciałabym życzyć szczęścia klasom 6… *ktoś coś woła*

Kashia: Ej, to przecież my!

Pani: *od nowa* Chciałabym życzyć szczęścia… *ktoś coś woła* Co?!

Ktoś: Nie wyczytała pani wychowawczyni klasy 4H!

Pani: Ach… Więc proszę to jest wychowawczyni klasy 4H! A teraz chciałabym życzyć szczęścia klasom 6 … *coś tam gada* Życzę również miłej atmosfery wszystkim nauczycielom, szczególnie tym nowym ( prawie wszystkim wychowawcą klas 4)

Kashia: I mocnych nerwów *patrząc na Barana*

Pani: A teraz pokaz artystyczny!

Mikołaj: Po kiego?!?! Nie mogli sobie dać spokój i choć raz zrobić w miarę fajne rozpoczęcie roku?!!?

Kashia: Naj wyraźniej nie… *oglądają jak jakieś dziewczynki robią „coś” bo tańcem nie można tego nazwać, a na pewno nie artystycznym ==)

Pani: Możecie iść do sal!

*w Sali*

Kuba: *coś tam gada* mieszkam na Bielanach….

Kashia: Chwila, że co?

Kuba: No i chce tam iść do gimnazjum…

Kashia: Jak się nazywa?!?!

Kuba: Nie wiem, nie pamiętam…

Kashia: Jest przy bibliotece publicznej? *w myślach błagając, żeby nie było*

Kuba: Tak! To moje rejonowe! Chce iść tam do klasy informatycznej!

Kashia: A-ale to ja tam chciałam iść do klasy matematyczno-fizycznej…

Kuba : …informatycznej…

Kashia: Mniejsza. Ale wiesz, że masz małe szanse się tam dostać, prawda? Ja mogę się nie dostać, a co dopiero ty.. (warto dodać, że Kashia jest najlepsza w klasie, a Kuba nie do końca… nie wiadomo dlaczego razem siedzą…)

Kuba: Wiem! Ale najwyżej pójdę do ogólnej!

Kashia: … Jakby co to cię nie znam.

Kuba: Dobrze!

Wychowawczyni: *rozdaje plany lekcji*

Wszyscy: CO?!?!?!!?!?!?!!?

Kashia: … Dużo.

*po ogłoszeniach, idziemy do szatni*

Maciek: Wiesz, jeżeli dostanę czerwony pasek, to rodzice kupią mi telewizor i komputer. (warto dodać, że Maciek jest prawie najgorszym uczniem…)

Kashia: Od dwóch lat mam czerwony pasek i nic nie dostaję T.T

Maciek: Bo widzisz, najpierw trzeba się nie uczyć, a potem…

Kashia: Ale ja się tylko trzy razy w życiu uczyłam ==

*w szatni*

Kashia: Dlaczego mój kluczyk jest złoty, a wasze są srebrne? O.O

Grzesiek: Doskonale wiesz, że on jest po prostu miedziany, prawda? (warto dodać, że Grigu [nie wiem czemu go tak nazywamy==] jest naj bardziej normalną osobą w tej klasie)

Kashia: Daj pomarzyć, okej?

*wszyscy idą sobie jak najdalej stąd bo jutro mamy już lekcje*

* w domu*

Kashia: Dlaczego ja mam tyle zeszytów?!?!!