niedziela, 18 października 2015

22. Przygotowanie do wyprawy


W lesie niosły się śpiewy dwóch podobnych do siebie chłopaków:

- Jedziemy na jagody, na jagody, a nasze czarne serca, czarne ser….

- Jak usłyszę jeszcze słowo tej piosenki, to przez miesiąc się nie pozbieracie! – krzyknęła zdenerwowana Kasumi na bliźniaków, którzy już od ponad półgodziny zadręczali ją piosenką o jagodach i ich sercach. Szli właśnie przez las, rządkiem, jedno za drugim. Choć raczej Yoh i Hao szli w rządku za siostrą, która zaczynała mieć ich już dość. Zachowywali się jak pierwszoklasiści, którzy jadą na swoją pierwszą wycieczkę. W końcu wyszli z lasu na niewielką polankę w środku rozległego lasu niedaleko Tokio. Zaczęła rozdzielać im prace, a sama odpoczęła pod drzewem. W końcu prowadzenie tych dwóch było bardzo wyczerpującym zajęciem. Oparła się o korę dębu i spojrzała przez zieloną, przerzedzoną koronę na błękitne, acz zachmurzone niebo. Już po nie długiej chwili, chłopcy oznajmili o rozłożeniu dwóch średniej wielkości namiotów, przynieśli kamienie i patyki na ognisko, oraz masę innych rzeczy. Kasumi, wspaniałomyślnie, dała im wreszcie coś do jedzenia. Rzucili się na nie tak, jakby od rana nic w ustach nie mieli. Bo tak było. Dziewczyna obudziła ich o szóstej, zmusiła do pomocy przy pakowaniu jej rzeczy, zaciągnęła do sklepu dla szamanów oraz supermarketu  po zapasy i wszelakie przyprawy. Potem wstąpili jeszcze do kwiaciarni i o 10:00 mogli wyruszyć na wyprawę w głąb lasu. Teraz, pięć godzin później, byli wreszcie na miejscu. Po zjedzeniu, skupili się na powierzonych im zadaniach. Kasumi i Yoh szatkowali rośliny, a Hao przynosił z pobliskiej rzeki wodę i ją podgrzewał. Nim zapadła noc, mieli już 100 litrów przegotowanej wody, kilkanaście dziwnych specyfików (jak na przykład roztarte płatki tulipana z oregano, albo owoce borówki amerykańskiej zmieszane ze zmielonymi pestkami truskawek oraz liśćmi laurowymi ) Kilka z nich zostawili „na gazie” i zaczęli się przygotowywać do wyjścia w las. Dziewczyna podeszła do swojej torby aby wyjąć latarkę, ale kiedy ją zobaczyła, co innego rzuciło jej się w oczy.

- No cześć, jak tam zdrówko? – zapytała Ann wychodząc z torby. Jako, że torba była postawiona na dość wysokim pieńku, spadła na głowę. Po chwili Leo, który również ukrywał się w torbie, wyskoczył z niej jak jakiś ninja. Odwrócił się, podniósł ręką, przechylił głowę i przywitał się:

- No cześć! Kto by się spodziewał, że się spotkamy i to na takim odludziu. He he… - zaśmiał się nerwowo. Widział doskonale, że dziewczyna jest zła. Wkurzona. Z rządzą mordu w oczach. Ale szybko uspokoiła się i przesłodzonym głosem, cedząc słowa przez zaciśnięte wargi, zapewniła go, że nic się nie stało. Potem spojrzała na braci i zorientowała się, że nie rozumieją sytuacji.

- J-jak oni…ta torba… to dlatego była taka ciężka? – wyjąkał z siebie Yoh  zdezorientowany.

- Teleportacja. Ale cóż, skoro już się tu przenieśli, to można to bardzo miło wykorzystać. Ich, oczywiście. – uśmiechnęła się złowrogo i przymrużyła oczy – zamiast jednej grupy poszukiwawczej, będą dwie. Chyba, że jeszcze kogoś macie w tej torbie… - w tym momencie torba z pieńka spadła, a Kashia wypadła. Prosto na właśnie podnoszącą się Ann. Czarnowłosa znowu upadła, tym razem przygnieciona torba raz blondynką, która zgrabnie wyturlała się z bagażu. Załamana Kasumi potarła dłonią skroń i westchnęła. Po chwili jednak odezwała się z pewną nadzieją.

- Cóż, jest nas przynajmniej odpowiednia ilość, wyruszymy w trzech dwuosobowych drużynach. Jeżeli któraś z drużyn znajdzie kwiat paproci, woła pozostałe. Problem jest jednak z tym, że mamy tylko dwie osoby mogące czytać i nadawać myśli… Cóż, jakoś się to wymyśli. Na razie, losujemy kto z kim będzie! – zawołała i poszła po czapkę i karteczki. Nadszedł moment prawdy. Bliźniacy szeptem błagali o bycie razem w grupie, Ann myślała tylko o tym, by nie być z Leo, a ten z pokerface’em stał z skrzyżowanymi rękami nie myśląc o tym. W końcu Kasumi wydała werdykt. Był on jasny i prosty.

Yoh i Hao                  Kasumi i Leo              Kashia  i Ann

W tych grupach mieli szukać zaginionego i mistycznego kwiatu paproci. Grupa której się uda, nie musi sprzątać po obiedzie.

- Halo? Cześć Anno, to ja Yoh! Jak słyszysz, wszystko ze mną dobrze…

- Tak słyszę cię. Jak-

- Yoh, zostaw ten alkoho-

- Cicho! Co mówiłaś?

- Nic, co tam się dziej-

- Yoh, gdzie ci położyć twoją porcję ziel-

- Cicho, zostaw mnie! Co mówiłaś Anno-

połączenie zostało przerwane

Anna spojrzała się na telefon zdumiona. Potrząsnęła głową i poszła się położyć.

-Boże, Ann, co to miało być?! – krzyknął Yoh. Był zły, ponieważ szczerze bał się reakcji Anny na ten jakże dziwny telefon. Przestał się jednak zamartwiać i uznał, że co będzie to będzie. Poza tym, jego siostra dawała właśnie ostrą reprymendę swojej podwładnej. Podszedł więc do brata i oparł głowę o jego plecy. Ten, nieco przestraszony, drgnął, ale nie odsunął się. To nie tak, że czuł się z tym niekomfortowo. Raczej nie bardzo wiedział, co ma zrobić w takiej innej niż zazwyczaj sytuacji. Nieco nie pewnie poklepał brata po głowie i uśmiechnął się. Ten zrobił to samo. Temu wszystkiemu spod drzewa przyglądał się Leo. Pokręcił głową i dalej się w nich wpatrywał. W tym momencie Hao odskoczył jak oparzony od brata i spojrzał z wyrzutem na blondyna.

- Serio? Musisz sobie takie rzeczy myśleć? – Chłopak lekko przestraszony cofnął się jeszcze bardziej w cień i wymruczał ciche ‘’przepraszam’’. Yoh w tym czasie spojrzał się pytająco na brata.

- Yoh, według tego tam, gdybyśmy byli bohaterami anime, na pewno wymyślono by jakiegoś yaoica z nami w roli głównej! – odpowiedział na nieme pytanie.

- Ej, ja tylko stwierdzam fakt, że jest to możliwe. To są ludzie. W ich chorych umysłach mogę się zaraz na ciebie rzucić i rozszarpać gardło! Jest możliwość, że my, nawet teraz,  występujemy w jakimś fanfiction! – próbował się usprawiedliwić.

- Ale on ma rację, Hao. No, może poza tym ostatnim, to już w ogóle przesada, ale reszta jest w sumie prawdą. Są tacy straszni ludzie, którzy potrafią zrobić wiele złych rzeczy za pomocą samej siły umysłu i Internetu. – pokiwał ze zrozumieniem krótkowłosy Asakura. Hao oddalił się od nich mrucząc pod nosem:

- I jeden i drugi, jakiś nawiedzony. – szedł kręcąc głową.

-A właśnie Yoh! Gdzie jest twój Duch Stróż? Przecież na taką niebezpieczna wyprawę musiałeś go zabrać ze sobą, prawda? – zapytał Leo towarzysza.

- Amidamaru? Tutaj – pokazał mu nagrobek i wyjaśnił, dlaczego nie może go z niego wypuścić. Dodał też, że w razie czego użyje go, ale i tak będzie się starał, aby nie zobaczył Hao. Martwił się, że Amidamaru martwi się o niego. Cóż, miał nadzieję, że już niedługo nie będzie musiał przed nikim ukrywać swojego brata. I siostry w sumie też. Podszedł razem z Leo do brązowowłosej szamanki, która rozdała wszystkim potrzebne przedmioty i rysopisy rośliny. Kwiat paproci zakwita tylko podczas pełni, jest składnikiem wielu mikstur. Niestety, swoje magiczne zdolności spełniania życzeń ukazuje tylko podczas przesilenia letniego, o północy i dodatkowo z księżycem w pełni. Zdarza się to dość rzadko, ale i bez możliwości spełniania życzeń jest użyteczny. Chociażby w sytuacji, kiedy jakiś członek wrogiej organizacji zetnie ci włosy. Albo głowę.

- Ruszajmy! Jeżeli któraś z was – tu Kasumi wskazała na grupę nr 3 – znajdzie kwiat, to niech woła mnie głośno w głowie. – Kashia i Ann przytaknęły i wszyscy rozeszli się do lasu.

***

-Hao, ratuj! – krzyknął Yoh na widok krwiożerczej ćmy. Jego brat patrzył na niego z rozbawieniem, kiedy uciekał w kółko za niegroźnym owadem. Nagle obje znieruchomieli, kiedy usłyszeli głośne, donośne stąpnięcie. Spojrzeli na siebie i przełknęli głośno ślinę. Rozległ się krzyk.

 

Udało się! Od zeszłej soboty to piszę =.= Ale oto przybyło i jest; nowy rozdział. Kolejny powinien być względnie niedługo, ale nie wiem kiedy. Cóż, trzeba mieć nadzieję!