piątek, 1 maja 2015

My = ja


- Yoh, wstawaj! Wstawaj! No wstawaj, że! Ech… No dobra… Pobudka, ty leniwy leniu, wstawaj albo czeka cię maraton przez pustynię i dieta sałatkowa!!! – wrzasnęła Anna do narzeczonego, który odsypiał sobie ostatnią, pełną wrażeń noc. Podziałało. Chłopak, przerażony perspektywą biegu w gorącu oraz, o zgrozo, zakazie jedzenia cheeseburgerów, natychmiast wstał. Po niedługiej chwili, cała grupa wyruszyła w dalszą drogę. W pewnym momencie, Ryo wpadł na genialny plan i, po skonsultowaniu się z Anną, użył kontroli ducha: Wielki Kciuk. Już po chwili witali się z Billi, który wydawał się zdziwiony powiększeniem grupy. Klepnął Ryo po ramieniu.
- Ale wam dziewczyn przybyło! Brawo mój przyjacielu! – widać, miał dobre intencje względem kumpla, nie przewidział jednak, że ten się rozpłacze. Były ku temu dwa powody. Pierwszy: nadal nie znalazł sobie dziewczyny. Drugi: bał się Anny, która prawie zabiła go wzrokiem i emanowała złowieszczo-zabójczą aurą, tak, że aż wszyscy się od niej o dwa kroki odsunęli. Nie zrobili tak tylko Yoh, Morty, Len i dziewczyny, dlatego nie musieli oni biec za samochodem. Pozostałe osoby usiadły sobie w i na samochodzie. Chłopaki zaczęli sobie żartować, a raczej żartować z tych, co biegną za samochodem. Nagle, oprócz śmiechu Morty’ego, dziewczyn, duchów i cichego uśmiechu Lena, usłyszał jeszcze jeden, inny. Umilkł i rozejrzał się w około. Śmiech umilkł. Karzełek spojrzał na niego ze zdziwieniem. Yoh jednak zaśmiał się razem z innymi z ciętej riposty Lena i młodzieniec stracił zainteresowanie dziwnym zachowaniem kolegi. Yoh jednak nie mógł zapomnieć o tym wesołym i radosnym śmiechu, który brzmiał, jakby od dawna nikt go nie używał. Zaczął się zastanawiać, kto mógł wydać z siebie tan dźwięk. Duch? A może to było przesłyszenie? A może… Czyżby był to Zake…?
„Sorry za sytuację” usłyszał w swojej głowie. Rozszerzył oczy ze zdziwienia. „Dobra, serio już ci wyłażę z głowy, no!” w tym momencie Yoh uznał, że ma halucynacje i uznał, że zaśnie sobie. Nie było mu jednak dane drzemać zbyt długo, ponieważ po chwili obudziło go ostre hamowanie. Okazało się, że był to przemarsz owiec na drodze. Szamani podziękowali więc mężczyźnie, który ich podwiózł i ruszyli dalej pieszo. Najbardziej nie zadowoleni byli ci, którzy przez jak że długi okres czasu biegli, zamiast siedzieć sobie wygodnie. Szli sobie całkiem szybko. Yoh już więcej nie miał wrażenia, że ktoś w jego głowie gada. Jedynymi urozmaiceniami wśród jałowej pustyni, były tylko co dziwniejsze i mniej śmieszne żarty nie-komika. Nie wiadomym, dlaczego nadal próbował rozmieszać gawędź, skoro zawsze kończyło się to tym, że Horo i Len gonili go z chęcią mordu. Mimo to nie poddawał się. W pewnym momencie, usłyszeli wycie jakiegoś zwierzęcia w oddali. Choco natychmiast to podchwycił i zawołał:
- Ej, a co jeżeli to Chupacabra? Całe szczęście, że nie jesteśmy kozami! – zawołał przebrany za kozę. To, skąd wziął kostium i pomysł, na zawsze zostanie tajemnicą, również dla narratora. (a pani od Polskiego mówiła, że narrator trzecioosobowy wie wszystko ._.) Po mocnym dostaniu w głowę od Lena, uspokoił się na chwilę. W tym czasie, Tamara podeszła do Morty’ego.
- Um, ano… Przepraszam, wiesz może co to jest ta Chupacabra? – spytała nieśmiało.
- Jasne. To taki potwór porywający kozy w Ameryce Południowej. Zaraz powiem ci więcej. – dodał, wyjmując laptopa z plecaka.
- Ej, zaraz! – Trey przerwał duszenie żartownisia – przecież twój komputer się zepsuł!
- Co? A, jak byliście w tym dziwnym wymiarze, to mi naprawił. – odpowiedział spokojnie, surfując po Internecie. Po chwili, dał przerażonej dziewczynie do przeczytania cały artykuł. Zarumieniona podziękowała mu. Kiedy słońce zaczynało chować się za horyzontem, na skraju pola widzenia zobaczyli miasto. Ponownie, Ryo użył kontroli ducha i użył Wielkiej Kontroli Ducha, która, jak wiadomo, ma kółka. Dzięki niej, szybko dotarli do miasta. Zakwaterowali się w hotelu i bezproblemowo poszli spać.
***
-Ech… Dlaczego akurat w mieście! Przecież mogli gdziekolwiek indziej! –wołał Hao, chodząc po obozie. Lunchist tylko przewracał oczami. W końcu, wypowiedział się.
- Nie ostrożnym byłby kręcić się tak blisko i często dookoła twojego brata, mistrzu. Te nędzne Wyrzutki, mogą zacząć coś podejrzewać! A wtedy, Yoh może byś w niebezpieczeństwie! – próbował przemówić do tej uczuciowej strony swojego mistrza, której, wbrew pozorom, miał więcej niż tej zimnej i nieczułej. Przekonał go. Za pomocą teleportacji, przeniósł ich aż 30 kilometrów dalej, aby nikt niczego nie podejrzewał. Miał tylko nadzieję, że brat nie będzie miał mu za złe czytanie jego myśli i sprawienie, że jego kolega uznał go za idiotę.
***
Po kilku dniach, doszli do dość dużego miasta, w którym byli prawie sami szamani. Yoh był dość mocno zaniepokojony brakiem bliźniaka, dopóki nie zobaczył Opacho biegnącej ku mu.
- Mistrzu Yoh! Mistrz Hao wysłał tu Opacho, żeby przekazać ci wiadomość! Mistrz ma przyjść na zachodnią część miasta, bo tam są niedobrzy ludzie, którzy po tym jak Mistrz z nimi porozmawia, będą się bić z Mistrza przyjaciółmi! Szybko! Niech Mistrz biegnie za Opacho! – zawołała i pobiegła na zachód. Po chwili, spotkał resztę swojej grupy, którzy nie zdziwili się obecnością Opacho, bo ta zniknęła. Wbiegli na ulicę, na której odgrywały się dramatyczne sceny. Walczyli z Drużyną Lodu i następnego dnia całkiem wygrali. Zostali jeszcze trzy dni w mieście, a potem wyruszyli w dalszą drogę. Yoh przez cały ten czas nie widział swojego brata.