wtorek, 3 marca 2015

20. Kim ty, do diaska, jesteś?!



„Przed oczami mam ciemność. Muszę więc, znajdować się w ciemnym pokoju bądź zostałem przykryty jakimś czarnym materiałem. Słyszę niedaleko siebie głosy. Są one dziwnie przytłumione, przez co nie rozpoznawalne. Czyżbym był martwy, a nade mną stoją sprawcy mojego morderstwa? Co ostatniego pamiętam? Byłem na polanie, słyszałem głos Kasumi. Ale co dalej? Widziałem… pamiętam Yoh. Dwóch Yoh. Tak! Jeden z nich to był Hao, który próbował go zabić! Czyżby mu się udało? Jeśli tak, to dlaczego Kasumi go nie powstrzymała? Są w sojuszu? Nie… A jeśli? I jeżeli mnie zabili, to dlaczego nie jestem duchem? Pochłonięto mnie? A może jestem martwy, ale nie do końca? Tak, że da się mnie uratować? Dlaczego zostałem zabity? Widziałem za wiele, czy też… czy też co? Z jakiego innego powodu zlikwidowano mnie? ”

- Ale chłopak ma rozkminę, nie ma co. – powiedziała Kasumi patrząc na niskiego chłopaka – Widzicie coście zrobili? Nie wstyd wam? – z oburzeniem wpatrywała się w bliźniaków, którzy stali nieopodal ze spuszczonymi głowami z pełnymi skruchami minami. W końcu, jakby nie patrzeć, to ich wina. Postanawiając się nie narażać, poszli szukać czegoś do zjedzenia. Na szczęście, Hao wiedział gdzie jest tania budka z makaronem oraz gdzie znaleźć darmowe pieniądze. Pan sprzedawca bardzo się zdziwił, kiedy zobaczył, że jeden z jego ostatnio stałych klientów sprawił sobie klona. Nie zrażeni tym bliźniacy zakupili jedzenia dla pięciu osób i wrócili do miejsca, gdzie Kasumi bezskutecznie próbowała obudzić Morty’ego.  Podobno próbowała wszystkiego, od potrząsania do wylewania wody na głowę.  Yoh przez chwilę popatrzył na przyjaciela, zastanowił się i wpadła na rewelacyjny pomysł. Odchrząknął, wziął oddech i zawołał:

- Morty, wstawaj i pozmywaj naczynia! – chłopak natychmiast zerwał się na równe nogi rozglądając się w około zdezorientowany. Otóż trzeba wiedzieć, że Yoh niesamowicie dobrze potrafi naśladować głos swojej narzeczonej, więc biedny obudzony był pewny, że zawołała go Anna. Po chwili jednak oprzytomniał. Zauważył Yoh, który serdecznie się do niego uśmiechał, a nie co dalej – Yoh który był, delikatnie mówiąc, przerażony. Zamrugał kilka razy, za nim doszło do niego co widzi. Rozdziawił wówczas buzię i zaczął wyjmować swój breloczek-młot. Kasumi zorientowała się co chce zrobić podopieczny i szybko podbiegła, aby temu zapobiec. Kiedy do niego podbiegła, stuknęła go w głowę.

- Baka! Poczekałbyś chwilę aż byśmy ci wszystko wyjaśnili, ale nie! Zawsześ taki narwany? Krzywdę byś sobie zrobił! Pomyślałeś choć trochę?! Przypominam ci, że jesteś dopiero początkującym szamanem, a ja i Yoh mamy już jakieś doświadczenie! Ale nie, ty chcesz zginąć! Samą obroną moglibyśmy cię wykończyć! – krzyczała na niego dziewczyna. Chłopcy popatrzyli na siebie.

- Nigdy jej nie podpadać – powiedział Hao do swojego bliźniaka

- Tak – zgodził się Yoh i razem z bratem obserwował, jak ich siostra wyżywa się na jego przyjacielu.

- A-ale… to Zake… - próbował coś wtrącić młody szaman

- Żadnych ale! Nie przerywa się, kiedy ktoś na ciebie krzyczy! – Hao poszedł do niej i położył rękę na ramieniu. Morty nie był pewien, który to z braci, dopóki ten nie przemówił:

- Ej… Weź się tak na nim nie wyżywaj. Całe Tokio cię słyszy, a ja jednak wolałbym być nie słyszalny. Sama rozumiesz, mnóstwo osób chce mnie zabić. – uśmiechnął się, jak to tylko Asakurowie potrafią. Twarz dziewczyny złagodniała. Uśmiechnęła się, i zaczęła tłumaczyć protegowanemu całą historię. Ten z początku nie był przekonany, ale w końcu uwierzył. Na koniec, chciał uścisnąć rękę piromanowi, ale ten, przerażony, ukrył się za bratem. Morty musiał przez pięć minut przekonywać go, że naprawdę nie chce go zabić, by ten pozwolił się powitać. Nagle Yoh odniósł wrażenie, że musi szybko wrócić do domu. Powiedział o tym Kasumi, a ta tylko zawołała do Morty’ego, aby zabrał Hao do obozu i już ich nie było.

Większość osób było już w domu. Znaleźli nawet Horo, którego ktoś zostawił pod wycieraczką, bardzo uprzejmie przepraszając za jej zmoczenie.  Uprzejmi ludzie na tym świecie są. Jedyne co, nie było jeszcze Lena, Tamary i Yoh. Anna załamana obserwowała kłótnię Ryo i Trey’a o to, że zgubił różowowłosą wizjonerkę. W końcu krzyknęła, aby się wreszcie zamknęli  i pomyśleli o tym, jak znaleźć Yoh. Jako jedyny, na sensowny pomysł wpadł Horo:

-Ej… A może by tak zadzwonić na policję i zgłosić zaginięcie? – zapytał się. Wszyscy pokiwali głowami. Anna chwyciła za telefon i zadzwoniła. Po nie długiej chwili, pod budynek przyjechał wóz policyjny. W tym momencie, dziewczynie przyszło do głowy, że tego nie przemyśleli. Bo przecież prawo japońskie nie pozwala dzieciom mieszkać samym. A u nich, jakby nie patrzeć, jest tylko jeden dorosły i sześcioro dzieci. Anna więc dostała olśnienia i rozkazała:

- Ukryć się! Już! – wszyscy  ruszyli do szafy, aby się w niej ukryć, oprócz Layserga, który pobiegł na górę. W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Przyszła narzeczona Yoh powoli je otworzyła.

- Dzień dobry, jestem konspirant Brzózka. Zostałem wezwany… Drogie dziecko, gdzie jest jakiś dorosły z którym mógłbym pogadać? – zapytał się Anny jakby miała 5 lat. Ta z trudem powstrzymała się, żeby go nie walnąć. Wzięła jednak głęboki oddech i powiedziała z lekka dziecięcym głosem:

- Rodziców nie ma w domu, bo wyjechali. Ale wcześniej powiedzieli, że jakbym miała jakiś problem, to żebym pytała pana policjanta – powiedziała, próbując zignorować ciche śmiechy z szafy.

- Och… Ale wiesz… Dzieci nie mogą zostawać same w domu. Będę musiał to zgłosić i zabrać cię do domu dziecka… - zauważył proszące spojrzenie dziewczyny – No dobrze, a jaki masz problem?

- No bo… - raczej nie mogła mu powiedzieć, że jej narzeczony zaginął, bo brzmiało by to dziwnie więc… - mój brat zniknął – w tym momencie z szafy rozległ się rumor  - To tylko szczury, niech się pan nie przejmuje. – odpowiedziała na nie zadane pytanie policjanta.

- No dobrze… Czy twój brat miał jakiś wrogów?  - Anna spojrzała się na niego jak na wariata. „I co ja mam mu niby powiedzieć?! Że tylko sprzymierzeńcy jego brata bliźniaka którego zabił, bo on chciał zabić jego oraz przy okazji całą ludzkość? Lepiej mówić, że nie”

- N-nie… - w tym momencie wbiegł Yoh. Zobaczył Annę i policjanta, przez co zrobił naprawdę głupią minę. Był jeszcze bardziej zdziwiony, gdy rzuciła się na niego Anna z okrzykiem: Braciszku~~! oraz szepnęła mu złowrogim tonem do ucha:

- Do póki ten gościu tu jest, jesteś moim bratem. Nie wygłup się. – nie zamierzał. Wiedział do czego wściekła Anna jest zdolna.

-No dobrze… Jak rozumiem, to jest twój zaginiony brat, tak? Świetnie, że się odnalazł, ale teraz muszę zadzwonić po waszych rodziców i na czas ich nieobecności zabrać was do Domu Dziecka.

- Ale dlaczego? – zdziwił się Yoh

- Bo nie możecie tu mieszkać bez opieki dorosłego! – zawołał zdenerwowany konspirant.

- No tak, ale przecież… - próbował coś powiedzieć

- Żadnych ale! – przerwał mu pan Brzózka.

- Ale ja przecież zniknąłem, bo mama zadzwoniła i poprosiła, żebym przyjechał po nią na lotnisko… - powiedział do zdezorientowanego policjanta. Zresztą jego domniemana siostra też była zszokowana.

- Co ty wyprawiasz. – syknęła cicho, ale ten pokazał jej ręką, że ma pewien plan. W tym też momencie drzwi otworzyły się i weszła… jego prawdziwa siostra. Jednak była ona przemieniona – wyglądała teraz na około trzydzieści lat.

- Ohayo! Eee… Kim pan jest? – zapytała zdziwiona mężczyzny. On też był zszokowany. Odpowiedział jej:

- Witam, jestem konspirant Brzózka i zostałem tu wezwany. Ta oto młoda dama zadzwoniła na policję w związku z tym, że zaginął jej brat, tu oto obecny… - końcówkę powiedział z mniejszym przekonaniem i lekkim zawstydzeniem, na szczęście, bo inaczej zobaczyłby on na twarzy Kasumi lekką złość wywołaną tym, że narzeczona jej brata podszywa się pod jego siostrę, czyli, de facto, ją, co było dość nie fajne.

- Ale ja tu jestem, ich  mama, oraz mój b… syn też tu jest, więc chyba wszystko w porządku?  - zapytał niewinnie.

- T-tak… Nie! Zostawiła ich pani sama i … - w tym momencie Kasumi  nie wytrzymała i  za pomocą lekkiego ruchu ręki, takiego, aby nikt nic nie zauważył, rzuciła na niego pewnego rodzaju urok. – co ja tak w ogóle tu robię? Lepiej będzie jak pójdę do domu – i wyszedł cały szczęśliwy. Kiedy tylko zatrzasnęły się drzwi, z szafy wylecieli szamani. Otrzepali się i zrobili wielkie oczy na widok nadal dorosłej dziewczyny. Ryo nie wytrzymał i wypowiedział swoją standardową formułkę. Kasumi zrobiła się czerwona i go walnęła, a Yoh zrobił się czerwony i go nie walnął. W końcu siostra zrobiła to za niego., więc po co ryzykować? Wszyscy wpatrywali się w dziewczynę, kiedy ze schodów zszedł Layserg. Wpatrywał się w nich wielkimi oczami, a przede wszystkim w tajemniczą, nowo przybyłą.

- Kim ty, do diaska, jesteś?! – zawołał. Kas pomyślała tylko : „Oj!”

*** w lesie gdzieś na obrzeżach Tokio***

Ren szedł sobie po lesie szukając Yoh. Oznaczało to, że ma iść i nie zasnąć. Ale jako że spanie jest dla słabych, nie było z tym większego problemu. Wtem, usłyszał krzyk oraz szaleńczy śmiech. I już wszystko jasne.

- Hahahahaha! Pewnie też jesteś uczennicą Zeka, co? Skoro nie zaprzeczasz to to musi być prawda! – zawołał… każdy wie kto, ale i tak napiszę: Marco. Stał on z pistoletem wycelowanym prosto w głowę dziewczyny.
- Przecież zaprzeczam, cały czas!  - krzyknęła przerażona widząc jednak, że to co mówi nie dociera do "dziwnego creepy zboczeńca", dziewczyna odepchnęła się rękami od  ziemi i w piękny sposób walnęła Wyrzutka w nos. Ten z wściekłością wypisaną na twarzy wyciągnął pistolet i strzelił. W tym momencie, Len zrobił coś całkiem nie zgodnego z prawami logiki. Wyskoczył i  za pomocą swojego Guan-Dao odbił kulę, a następnie w 3,72 sekundy pokonał złego pana w białym szlafroku. Tak, Marco, jako że była noc, był w szlafroku. Wyglądał przez to jeszcze bardziej idiotycznie, niż zazwyczaj, szczególnie, że pod czas walki z dziewczyną wiele razy wpadł w błoto. Len, po wykopaniu Wlasiacza w las, podszedł do dziewczyny i pomógł jej wstać. Popatrzyła na niego przerażona. Po ujrzeniu wielkiego Ducha jakim jest Bason, przestraszyła się jeszcze bardziej. Widząc jednak, że jest bezpieczna zapytała się:
-Czy wiesz może jak dotrzeć na ulicę Kocią 23? Bo trochę się zgubiłam - zapytała zażenowana. Chłopak odwrócił się i odchodząc zawołął:
-Tak, mieszkam nie daleko więc po prostu idź za mną.


***I znowu w willi Asakurów***

 - Kim ty, do diaska, jesteś!? – zawołał ponownie. Wszystkim chodziło to po głowie, ale nie byli tym aż tak zaaferowani. Siostra Yoh jednak była głucha na to i najzwyczajniej w świecie poszła do łazienki. Kiedy po dwóch minutach stamtąd wyszła, była już normalnego wzrostu i wyglądu. Miała też na sobie inne ubrania, tj. lniane, workowate spodnie i T-shirt w kolorach moro. Różniły się one dość znacznie od białej bluzki z guzikami, rajstop i dość krótkiej spódnicy, którą wcześniej, jako matka narzeczeństwa miała na sobie. Różniło się też obuwie, bo w tym momencie miała gołe stopy, jak przystało na dziecko z dziczy, a wcześniej miała na różowe pantofelki. Wszyscy mieli mocno zdumione miny, a Ryo się załamał, bo nie wiedział, czy opłaca musi się startować do niej jeszcze raz, czy też dostanie w głowę jak wcześniej. Spojrzała na nich z uśmiechem i usiadła na poręczy od schodów.  Wszyscy głośno zastanawiali się kim ona jest i co tu robi, Choco rzucił nawet jakimś żartem, a ona zachowywała się jak małe dziecko, kiwając nogami. Naraz, znieruchomiała, zdumiała się i zaśmiała. Spojrzała na Annę i powiedziała:

- Nie, nie jestem dzieckiem z dziczy. Chociaż w zasadzie… - udała, że się zamyśla – dobra, jestem dzieckiem z dziczy. W tym masz rację. Ale pozostałe twoje domysły są raczej błędne. – stwierdziła, na co wszyscy zamarli. Anna nie czego nie mówiła. Anna tylko pomyślała, a jak wiadomo, nie wiele osób w myślach czytać umie. Layserg już miał po raz kolejny zadać pytanie, kiedy przerwała mu Anna.

- Które są błędne? – zapytała chłodnym głosem, wpatrując jej się w oczy. Wyraz twarzy przepytywanej dziewczyny natychmiast się zmienił na poważny.

- Ponumeruj je jakoś, to ci powiem. – poczekała chwilę i zaczęła śmiać się naprawdę głośno. – numer czwarty jest naprawdę mocno błędny. Serio. –otarła wierzchem dłoni łzy z kącików oczu. Słyszała nawet jej westchnienie ulgi w jej umyśle. „Tak… ciesz się ciesz. Chociaż pomysł, że Yoh chciałby cię zostawić dla mnie… To chyba podchodzi pod kazirodztwo… A on cię przecież tak kocha…” myślała. Oczywiście wcześniej uniosła blokadę wokół swoich myśli, aby nikt, w tym Hao, nie mógł do nich zajrzeć. Już chciano zadać jej następne pytanie, gdy nagle drzwi się otworzyły. Za nimi stała wyraźnie wściekła dziewczyna, trochę za nią jakiś chłopak, a za nim – Morty. Kasumi zamarła, a przerażenie wpłynęło na jej twarz. Zrobiła się blada, a kiedy Ann podeszła do niej, szepnęła cicho:

- Ploszę, nie bij. – jednak blondynka nie przejęła się tym, walnęła ją w głowę i zaczęła wyciągać z domu. Porywana zaczęła szukać ratunku. W końcu spojrzała na chłopaka i zapytała:

- I ty, Leo, przeciwko mnie? – zrobiła udręczoną minę.

- Tak. Znowu nikomu nie powiedziałaś gdzie idziesz! Miałaś być tam gdzie miałaś być, a zamiast tego, chłopak przybiega do mnie zdezorientowany, bo nagle gdzieś zwiałaś! – chłopakiem o którym było mowa, był oczywiście Morty, który po kilku nie zręcznych chwilach sam na sam z Hao, zwiał do obozu. Został tam wypytany, czy widział ich Mistrzynię oraz zaciągnięty do byłego domu przez dwójkę nastolatków – jedną wściekłą, bo się o nią martwiła i jednego znudzonego całą sytuacją. Kasumi była już w zasadzie za drzwiami, kiedy Yoh nagle się przemógł i zawołał:

- Ej, Kas! Pozdrów ode mnie swojego brata! – ta na początku nie zrozumiała o co biega, ale po chwili załapała, że chodzi mu o Hao. Zawołała więc w odpowiedzi, nie pewna czy ją usłyszy:

- Spoko!



Przepraszam wszystkich za taką długą zwłokę. Oraz to, że wiele razy mówiłam, że coś będzie, a nie było. Komputer mi się psuje, więc tata mi go ciągle zabiera i naprawia. Ale teraz naprawdę, postaram się, aby rozdziały były częściej. Publikuje to, i biorę się za ucznia Haoksiężnika. Mam również nadzieję, że wam się podoba, bo pisałam to przez dwie i pół godziny. To coś ma pięć stron w Wordzie i 2312 wyrazów! Ach, i dedykuje wszystkim, którzy na to czekali. Serio chciałam to dodać 3 marca w międzynarodowy dzień pisarza, więc zmieniłam datę. Może się uda. Szczęśliwego dnia pisarza!

PS
A tak serio, jakby ktoś się zastanawiał, dlaczego tak długo nie pisałam, to jest prosty powód - Bleacha oglądałam. A obejrzenie ponad 200 odcinków (pół godziny każdy) w ciągu miesiąca, to nie jest normalne, więc... Ale to anime na serio bardzo wciąga. Bardzo...