niedziela, 18 maja 2014

5 Walka i wątpliwość

Ohayo! Cóż najpierw chcę bardzo podziękować Spokoyoh za to że napisała komentarz. Bardzo dłuugi komentarz (jak go zobaczyła to się popłakała ze szczęścia-dop. hao)  Twój komentarz bardzo mnie ucieszył. Postarałam się zrobić przecinki. Sama oceń jak mi poszło. Osobiście uważam że tragicznie, bo nie umiałam się do tego wziąć. więc... niech stanie się notka:


Z nastaniem ranka Hao wstał i odszedł nie zważając na ponury wzrok Kashi. Przeszedł spory kawałek więc postanowił odpocząć pod drzewem. Ostatnio całe foryoku zużywa na samoleczenie się. Nie wiedział, że kawałek dalej w krzakach obserwuje go jego szamańska koleżanka, która naprawdę nie wiedziała po co to robi.
*** *** ***

Młodszy syn Mikihisy  siedział w barze i jadł cheeseburgera  z kolegami. Nagle bardzo się zaniepokoił. Było to bardzo dziwne uczucie i w dodatku nie przyjemne. Spróbował nie zwracać na nie uwagi. W pewnym momencie wstał i usiadł. Horo Horo spojrzał na niego dziwnie. Martwił się o przyjaciela. Ostatniej nocy mało spał i w dodatku nie dojadł wczoraj kolacji. A biedny Rio się postarał. Bidulek nie spał przez całą noc czytając książki kucharskie. Jednak dziś ma być coś dobrego na kolacje. Zawsze jego jedzenie jest pyszne, ale w nocy wspominał coś o 20 daniach i 3 warstwowym torcie.
- Halo! Lodowy szajbusie?! Ziemia do ciebie! Jak zaraz się nie ruszymy to będziemy bardziej niż zabici!- zawołał Len do zamyślonego szamana. Ten, gdy tylko to usłyszał, zaraz pobiegł odwdzięczyć się za te „miłe” słowa. Całą gromadką pobiegli więc na maraton dookoła Tokio. Yoh jednak zachowywał się normalnie, ale tylko na pierwszy rzut oka. Próbował ukryć przed przyjaciółmi swój smutek. Wiedział że nie zrozumieją jego bólu, ponieważ uważali go za bohatera i nie chcieliby, aby był smutny. Jednak on się obwiniał. Len i Choco choć zabijali, to jednak się zmienili. Nie mógł tego powiedzieć o sobie. W końcu był mordercą i to własnego brata. Nie próbował go zrozumieć, ani nawet wysłuchać. Wszystko działo się tak szybko. Kiedy został uwięziony w tej złotej klatce, przez X-Laws, myślał, że może naprawdę mu na nim zależy. Teraz w dodatku kiedy dowiedział się, że Hao był opętany przez przodka, nie potrafił sobie tym bardziej wybaczyć. Był głupi i arogancki. Ile on by dał za to, aby móc się cofnąć w czasie i mu pomóc. Albo choćby opatrzyć. Teraz było już za późno. „A może jednak nie? To nie jest niemożliwe!” usłyszał dźwięczny głos w swojej głowie. Brzmiał znajomo, ale nie wiedział kiedy go ostatnio słyszał. Rozmyślając nad tym i nad innymi rzeczami, dotarł do domu. Nie mógł się doczekać tej wielkiej kolacji od Rio. Nie wiedział jednak, że przez ten cały czas przyglądał mu się pewien kot.

Chłopak spał. Tak po prostu. Ja jednak musiałam go pilnować. Czułam że to ważne. Usłyszałam czyjeś głosy. I właśnie wtedy w mojej głowie rozległ się dziewczęcy głos: „Zabierz chłopaka z polany jeśli chcesz, żeby żył. Zaraz wejdzie tu grupa pacanów, którzy chcą go zabić. Pośpiesz się.” Natychmiast wykonałam czynność o którą prosił głos. Kiedy podchodziłam już do niego, z lasu wyszła grupa ludzi. Byli w białych uniformach z napisem…yyy… awls? Wlas? Laws? Pojęcia nie mam. Gdy zobaczyli kto leży pod drzewem, gościu w za dużych okularach, uśmiechnął się. Wyjął pistolet i dopiero mnie zauważył. Ja uśmiechnęłam się i rzekłam:

- Czy mógłby się pan odsunąć? Światło mi pan zasłania. - zdziwił się, ale powiedział

- Czy ty masz pojęcie do kogo mówisz i kogo bronisz? To morderca! – teraz ja byłam zdziwiona.

-Czy ja kogoś bronię? Powiedziałam że mi zasłaniasz słońce! –gdy rozmawialiśmy, zauważyłam że do chłopaka podchodzi kot. Naraz odezwała się wielkolud z krótkimi włosami.

- Przecież to Hao Asakura! Jeśli nie jesteś przeciwko jemu, to jesteś z nim!

- Aroganci. Nie zauważacie kilku rzeczy. Tu go nie ma!- odezwała się dziewczyna z długimi włosami która stała za mną, więc jej nie zauważyłam wcześniej. Odwróciłam się i przerażona spostrzegłam że chłopaka nie ma. Nie wierzyłam że to Hao, ponieważ nie pasował do ogólnego wyobrażenia o nim. Jednak to co zdarzyło się w Gwiezdnym Sanktuarium… to naprawdę mógł być on!

Nie zmieniało to faktu że nie wiedziałam gdzie on jest. Usłyszałam jednak znowu w myślach. „nie martw się. On jest bezpieczny. Jutro rano pojawi się pod twoim szałasem.” Wlasiacze jednak usłyszeli tylko:

- Jesteście tak głupi i nie rozsądni, że aż przechodzi to moje pojęcie. A jest ono naprawdę duże!

- Głupia małolato! Jeżeli obrażasz X-Laws, to obrażasz też sprawiedliwość! Walcz jeżeli potrafisz!- dziewczę odwróciło się ze złowrogim wzrokiem. Zgięło palce w pięść i szybko rozprostowała. Dziwacy polecieli w las. Blondyn walnął w drzewo i zemdlał. Dziewczyna odeszła mówiąc:

- I jeszcze jedno Kashia. Jak byś mnie szukała to głośno zawołaj w myślach „Kasumi!!!” i myśl o tym co widzisz. Miło by było gdybyś pomyślała co jest twoim zagrożeniem- i jeszcze mruknęła pod nosem – Kolejna osoba do pilnowania. Żądam stanowczej podwyżki. KiD idziemy! – i bladoniebieska kulka poleciała za nią. Kiedy wyrzucała cudaków w powietrze nie potrzebowała wykonywać kontroli ducha. To było naprawdę podejrzane.
Udało się! Półtora strony! Mój rekord! Mogłoby być częściej lub dłużej ale... weny brak. Nie długo dojdę do tego fajnego momentu kiedy to powiem "no zakładam nowego bloga na którym będzie napisane więcej o historii kasumi" ale najpierw musi się wydarzyć sporo rzeczy no i jeszcze trzeba annę wkurzyć i przyczepę posadzić... no już zakaz spojlerów. A jak Hao się wygadasz "bardzo groźny look w stronę Hao" to naprawdę... zostaniesz zamknięty pod łóżkiem.

poniedziałek, 12 maja 2014

urodziny

Sorry że mnie nie ma ale mam szlaban. Teraz też :) jednak najwyżej dostane kolejny bo nie mogę nie zamieścić tego o : Wszystkiego najlepszego!!!!!!!!!! moi chłopcy:) uwielbiam ich.




śliczni są prawda?

a tu na tle tej jogurtopodobnej masy zwanej królem duchów:) cytując spokoyhoh:)
a tu walczący

 dodałabym własne ale muszę szybko kończyć zanim przyjdzie ktoś kto wie o szlabanie :)

sobota, 3 maja 2014

4 Rozmyślenia


Chłopiec ze słuchawkami wszedł do zajazdu i powlókł się na górę. Minął Mortiego który siedział na schodach i czytał książkę. Gdy wszedł do swojego pokoju klapnął na podłogę i czekał. Po chwili usłyszał kroki na schodach więc wstał. Nie zdziwiło go to że w drzwiach stanęła Anna ze łzami w oczach. Jednak ona podeszła i go przytuliła. Następnie zrobiła krok w tył i dała mu z liścia. Gdy ten dochodził do siebie i rzucał jej pytające spojrzenie, odpowiedziała:

- Nigdy więcej tak nie znikaj. I pamiętaj o tym, że byłeś dla mnie kiedyś wybawieniem. Powiedziałam ci wtedy że jeśli mnie zostawisz to ci nigdy nie wybaczę i to nadal obowiązuje, koteczku.- odwróciła się na pięcie i wyszła. Yoh nadal nic nie rozumiał ale z pomocą przyszedł mu jego kompan, Amidamaru. Okazuje się że dziewczyna dowiedziała się od Ponchiego i Konchiego o tym że całował się z kimś w parku. Przestraszony pobiegł tłumaczyć się że nic takiego się nie stało i nigdy nie śmiał by czegoś takiego zrobić. Ta na jego szczęście mu wierzyła lecz mimo to musiał udać się na  trening.

Gdy dobiegła do obozu zaszyła się w swoim namiocie. Po chwili wiedziała już że Medium wie o niej lecz nie rozumie jej znaczenia. Nagle do pokoju weszła Anami. Burknęła tylko „czego?” i spojrzała na nią. Ta ukłoniła się i odrzekła:

- Chodzi oto że ja… dzisiaj są moje narodziny.- powiedziała w końcu.

Hao cieszył się czasem który jeszcze mu pozostał zanim opuści dziewczynę. Rana dość szybko się goiła, nadal jednak trochę bolała. Nie przetrwałby ataku ducha wiewiórki, a co dopiero prawdziwej. Podjął już jednak decyzję. Nie zamierza narażać już nikogo więcej. Stracił  ducha ognia – sprawdzał to. Może, za kilka lat o ile dożyje, spróbuje poznać bliżej brata. Yoh… przecież nic o nim nie wiem! Na pewno mnie nienawidzi. Zabiłem tyle osób, a on zawsze do wszystkiego podchodzi dyplomatycznie. Jedyną osobą którą chciał zabić, byłem ja. Jeśli po spotkaniu z nim nadal będę żywy, to już połowa sukcesu. Jednak pewnie nawet jej mi się nie uda uzyskać. Ale jestem pesymistą. Spróbuj tej metody Yoh. Wszystko będzie dobrze. Wszystko będzie dobrze. Wszystko będzie dobrze. Ha! może nawet w małym stopniu mi wybaczy!
 
No coż... internet jest rzadko ,a ja mam napisany już kolejny rozdział w Wordzie (prawie) Pojęcia nie mam czy ktoś na to wchodzi, bo blogger jest bardzo mylący, ale nadzieja zawsze jest :D

czwartek, 1 maja 2014

3 Decyzja


Yoh biegł przed siebie. Była dopiero czternasta ale robiło się już zimno. Usiadł na ławce i cicho płakał. Jak mógł być taki głupi i zabić prawdziwego brata? Powinien był się domyślić. Teraz tyle rzeczy wydawało mu się oczywistych. Nie miał jednak teraz do tego głowy więc po prostu rozejrzał się dookoła. Po drugiej stronie alejki siedziała dziewczyna w jego wieku. Miała brązowe włosy, które zasłaniały jej twarz i mocowała się z napojem( chodzi o taki z dziubkiem który trzeba wyjąć aby się napić; autorka ma złe doświadczenia z tym związane). Chłopiec podszedł do niej wziął butelkę i otworzył. Ona zaś podniosła głowę z uśmiechem i już chciała zapytać się czemu płakał gdy zrozumiała na kogo patrzy. Przerażona wzięła od niego butelkę i uciekła mrucząc pod nosem: „nie nie nie! Jeszcze za wcześnie! Nie powinnam była go spotkać w tej postaci!”. Krótkowłosy patrzyła na to oniemiały. Naprawdę nie rozumiał co się stało. W końcu ruszył w kierunku domu.

Ranny Asakura leżał i patrzył w gwiazdy. Wiedział że musi odejść od niej jak naj szybciej. Nie może pozwolić aby jego wybawczyni coś się stało przez niego, przecież Wyrzutki będą chcieli go dopaść. Przecież mimo to że potwór już go opuścił, to wciąż jego ręce są splamione krwią wielu. Mają tego biednego zielonowłosego chłopca, Layserga, któremu zabił rodziców. I to jak miał tylko 6 lat! Całe jego życie było przepełnione krwią niewinnych osób. Choć prawda jest taka że kiedy dochodził do głosu to część osób dawała radę przeżyć. Poza tym zabili też kilku naprawdę złych osób które mordowały innych. Małe to jednak pocieszenie.  Rozmyślając nie zauważył jak powróciła Kashia. Bardzo ją polubił. Powiedział jednak coś, co bolało go bardziej niż rana.

- Muszę odejść. Jeśli zostanę to… - chciał powiedzieć że coś jej się stanie ale brzmiało to jak groźba.- nad użyję twojej gościnności. Naprawdę muszę.

- Nonsens. – uśmiech po raz pierwszy znikł jej z twarzy – ale jeżeli tak bardzo tego pragniesz to idź stąd. Możesz zostać do rana. I przyniosłam ci wody.- rzuciła w niego butelką i wyszła. Hao zaczął cicho płakać, rozmyślając nad swoim losem. Dziewczyna zaś pogrążona w smutku którego nie rozumiała udała się na spoczynek w swoim szałasie.

 

Sorry że nie dodałam wcześniej ale brak neta jest problematyczny.
a oto "tajemnicza nieznajoma"
i jeszcze
 
bardziej to niżej. przy okazji postaram się dodawać częściej