Choco: Środa!
Tak to też. Ale co było dokładnie rok temu?
Choco: 29 kwietnia!
Tak -.- Ale przede wszystkim, założyłam wtedy tego oto bloga. Średnio, wychodzi prawie dwa rozdziały na miesiąc. Nie powala ta liczba, ale cóż. Z powodu mego wzruszenia i radości, oddaję w wasze ręce ten oto rozdział. Tak jest krótki. Jutro będzie dłuższy. Obiecujem .-. Życzę miłego czytania. A, i jeżeli o czymś, o czymkolwiek zapomniałam, to proszę mi przypomnieć. Od testu szóstoklasity, ja tu umieram .-.
Właśnie pokonali jakieś dziwne czarownice. Jedna paliła,
inna wyglądała jakby nienawidziła wszystkich i wszystkiego, a trzecia – jakby
coś jej się w głowie poprzewracało. Jeszcze nie dawno, nie dali sobie z nimi
rady, a tu proszę – pokonali je prawie że z łatwością. Nagle, przerywając ogólnej radość, minus trzy szamanki, pojawił
się Wróg Publiczny Numer Jeden Dla Wszystkich A Szczególnie Dla
„Sprawiedliwości”, czyli po prostu Zake. Wszyscy szamani odruchowo się cofnęli,
jedynie Yoh stał jak głaz. Przeciwnik podszedł do nich powoli. Był nad wyraz
opanowany i spokojny. Poza tym, nieźle się trzymał jak na ponad 1000 letniego
młodzieńca. Rozpoczęła się rozmowa.
- Oh, nie wiedziałeś? Ja i ty, jesteś dwoma częściami jednej
całości. Bliźniakami. – zakończył wywód zwracając się do Yoh. To wszystko
wyjaśnia, również to, dlaczego wygląda tak młodo. Yoh milczał. Po chwili,
wszyscy z drużyny Zaka zniknęli. Po niedługim czasie, wszyscy ruszyli w dalszą
drogę ku Dobie Village
***
I to już koniec
rozdziału pierwszego… Nie no, żart.
***
- Ej, ej! Wiecie jak się nazywa żona kucharza, który już
siedem razy wychodził za mąż? Usmażona! Hahahahahahaahahah! – śmiał się ze swojego,
jakże suchego, żartu Choco. Na swoje nieszczęście, dostał zaraz po głowie od
Lena i Treya. Tłumaczył się, że to było naprawdę śmieszne, jednak oni nie
uznawali jego tłumaczeń i walili go po głowie. Dość spory kawałek dalej, szli
Yoh z Anną, Tamara i Morty. Ostatnia dwójka szła trochę z tyłu – Tamara uważała
się za nie godną kroczenia na równi z Itako i
szamanem, a Morty po prostu nie nadążał. Nie chciał on też iść obok
chłopaków, bo bał się o swoje zdrowie psychiczne. Narzeczeństwo rozmawiało o
tym jakże istotnym wydarzeniu, jakim było dowiedzenie się o bracie Yoh. Po
chwili jednak zaprzestali, ponieważ głównie Anna mówiła, bo Yoh był zatopiony
we własnych myślach. Wieczorem, znaleźli całkiem przytulną jaskinię do
zamieszkania. Do jakiegokolwiek miasta było bardzo daleko, więc nawet Ryo
zrezygnował z przyzwania Bill’ego. Nikt jednak nie zauważył dziwnie posępnej
miny przyjaciela, który od momentu spotkania się ze swoim bratem chodził
zamyślony. Rozmyślał on przez całą drogę do tego miejsca. A miał wiele do
przemyślenia.
***
- Jesteśmy bliźniakami.
Yoh. – głos długowłosego szamana rozchodził się po całej jego głowie. Powtarzał
tylko te dwa zdania, trzy wyrazy, osiem sylab i 22 litery. Rozpraszały one myśli, przywracały
wspomnienia. Zawsze chciał mieć brata. Nigdy nie marzył nawet o bliźniaku. A
teraz co? Ma go pokonać, może zabić… Swojego jedynego przyjaciela w
dzieciństwie dlaczego? Bo co? Bo rodzina tak każe? Ojciec wędrujący po górach i
matka unikająca go? Dziadek nie rozumiejący jego zainteresowań i myśli, i
babcia którą widywał raz na ruski rok? Co złego jest w idei Zeka? Że co, zabicie
ludzi? Owszem jest to brutalne i złe, jednak… czy nie marzył o tym, aby oni
wszyscy zniknęli? Aby zostali tylko tacy jak on, w jego wieku, którzy nie będą na
niego patrzeć z odrazą? Tak bardzo pragnął zaakceptowania. Teraz je ma. Jednak,
patrząc na zachowanie ich wszystkich… Mają wątpliwości. Nie są pewni. To co
chce zrobić… Nie! To co powinien zrobić, powinien od bardzo dawna! Inaczej, nie
daruje sobie do końca życia. Ale strata przyjaciół… Tych ludzi, którzy nie uważają
go za dziwnego i odrażającego. Marzył o nich. Jednak dał obietnice. Musi to
zrobić. Tak…
***
Otworzył oczy. Podjął decyzje, po raz pierwszy całkiem
samodzielnie. Nikogo się nie radził, bo doskonale znał odpowiedzi. Nie
powinien. Lepiej nie. To niebezpieczne. Zwariował. Ale podjął tę decyzje sam.
Weźmie na siebie całą odpowiedzialność. Nie ważne co się stanie, może nawet zginąć.
Teraz musi tylko wyjść z namiotu tak, aby nie obudzić Trey’a. A wykonalne. Wymknął
się po cichu z namiotu. Nasłuchiwał przez chwilę i przeszedł jak najdalej od posłań
dziewczyn i Lena. Kiedy tylko wyszedł przed jaskinię, skierował się jakiś
odległy, wysoko położony punkt. Stanął na fieldzie wziął głęboki oddech,
spojrzał w niebo i krzyknął:
- Ej, Zake! Mam do ciebie sprawę! – natychmiast otoczył go
pierścień ognia. Chłopak naprawdę żałował, że nie może się wycofać.
Tak, wiem było beznadziejnie. Do jutra!
I co, to już koniec? Nie wolno tak xd
OdpowiedzUsuń