„Przed oczami mam ciemność. Muszę więc, znajdować się w
ciemnym pokoju bądź zostałem przykryty jakimś czarnym materiałem. Słyszę
niedaleko siebie głosy. Są one dziwnie przytłumione, przez co nie
rozpoznawalne. Czyżbym był martwy, a nade mną stoją sprawcy mojego morderstwa?
Co ostatniego pamiętam? Byłem na polanie, słyszałem głos Kasumi. Ale co dalej?
Widziałem… pamiętam Yoh. Dwóch Yoh. Tak! Jeden z nich to był Hao, który
próbował go zabić! Czyżby mu się udało? Jeśli tak, to dlaczego Kasumi go nie
powstrzymała? Są w sojuszu? Nie… A jeśli? I jeżeli mnie zabili, to dlaczego nie
jestem duchem? Pochłonięto mnie? A może jestem martwy, ale nie do końca? Tak,
że da się mnie uratować? Dlaczego zostałem zabity? Widziałem za wiele, czy też…
czy też co? Z jakiego innego powodu zlikwidowano mnie? ”
- Ale chłopak ma rozkminę, nie ma co. – powiedziała Kasumi
patrząc na niskiego chłopaka – Widzicie coście zrobili? Nie wstyd wam? – z
oburzeniem wpatrywała się w bliźniaków, którzy stali nieopodal ze spuszczonymi
głowami z pełnymi skruchami minami. W końcu, jakby nie patrzeć, to ich wina. Postanawiając
się nie narażać, poszli szukać czegoś do zjedzenia. Na szczęście, Hao wiedział
gdzie jest tania budka z makaronem oraz gdzie znaleźć darmowe pieniądze. Pan
sprzedawca bardzo się zdziwił, kiedy zobaczył, że jeden z jego ostatnio stałych
klientów sprawił sobie klona. Nie zrażeni tym bliźniacy zakupili jedzenia dla
pięciu osób i wrócili do miejsca, gdzie Kasumi bezskutecznie próbowała obudzić
Morty’ego. Podobno próbowała wszystkiego,
od potrząsania do wylewania wody na głowę.
Yoh przez chwilę popatrzył na przyjaciela, zastanowił się i wpadła na
rewelacyjny pomysł. Odchrząknął, wziął oddech i zawołał:
- Morty, wstawaj i pozmywaj naczynia! – chłopak
natychmiast zerwał się na równe nogi rozglądając się w około zdezorientowany.
Otóż trzeba wiedzieć, że Yoh niesamowicie dobrze potrafi naśladować głos swojej
narzeczonej, więc biedny obudzony był pewny, że zawołała go Anna. Po chwili
jednak oprzytomniał. Zauważył Yoh, który serdecznie się do niego uśmiechał, a
nie co dalej – Yoh który był, delikatnie mówiąc, przerażony. Zamrugał kilka
razy, za nim doszło do niego co widzi. Rozdziawił wówczas buzię i zaczął
wyjmować swój breloczek-młot. Kasumi zorientowała się co chce zrobić
podopieczny i szybko podbiegła, aby temu zapobiec. Kiedy do niego podbiegła,
stuknęła go w głowę.
- Baka! Poczekałbyś chwilę aż byśmy ci wszystko wyjaśnili,
ale nie! Zawsześ taki narwany? Krzywdę byś sobie zrobił! Pomyślałeś choć
trochę?! Przypominam ci, że jesteś dopiero początkującym szamanem, a ja i Yoh
mamy już jakieś doświadczenie! Ale nie, ty chcesz zginąć! Samą obroną
moglibyśmy cię wykończyć! – krzyczała na niego dziewczyna. Chłopcy popatrzyli
na siebie.
- Nigdy jej nie podpadać – powiedział Hao do swojego
bliźniaka
- Tak – zgodził się Yoh i razem z bratem obserwował, jak
ich siostra wyżywa się na jego przyjacielu.
- A-ale… to Zake… - próbował coś wtrącić młody szaman
- Żadnych ale! Nie przerywa się, kiedy ktoś na ciebie
krzyczy! – Hao poszedł do niej i położył rękę na ramieniu. Morty nie był
pewien, który to z braci, dopóki ten nie przemówił:
- Ej… Weź się tak na nim nie wyżywaj. Całe Tokio cię
słyszy, a ja jednak wolałbym być nie słyszalny. Sama rozumiesz, mnóstwo osób
chce mnie zabić. – uśmiechnął się, jak to tylko Asakurowie potrafią. Twarz
dziewczyny złagodniała. Uśmiechnęła się, i zaczęła tłumaczyć protegowanemu całą
historię. Ten z początku nie był przekonany, ale w końcu uwierzył. Na koniec,
chciał uścisnąć rękę piromanowi, ale ten, przerażony, ukrył się za bratem.
Morty musiał przez pięć minut przekonywać go, że naprawdę nie chce go zabić, by
ten pozwolił się powitać. Nagle Yoh odniósł wrażenie, że musi szybko wrócić do
domu. Powiedział o tym Kasumi, a ta tylko zawołała do Morty’ego, aby zabrał Hao
do obozu i już ich nie było.
Większość osób było już w domu. Znaleźli nawet Horo,
którego ktoś zostawił pod wycieraczką, bardzo uprzejmie przepraszając za jej
zmoczenie. Uprzejmi ludzie na tym
świecie są. Jedyne co, nie było jeszcze Lena, Tamary i Yoh. Anna załamana
obserwowała kłótnię Ryo i Trey’a o to, że zgubił różowowłosą wizjonerkę. W
końcu krzyknęła, aby się wreszcie zamknęli
i pomyśleli o tym, jak znaleźć Yoh. Jako jedyny, na sensowny pomysł
wpadł Horo:
-Ej… A może by tak zadzwonić na policję i zgłosić zaginięcie?
– zapytał się. Wszyscy pokiwali głowami. Anna chwyciła za telefon i zadzwoniła.
Po nie długiej chwili, pod budynek przyjechał wóz policyjny. W tym momencie,
dziewczynie przyszło do głowy, że tego nie przemyśleli. Bo przecież prawo
japońskie nie pozwala dzieciom mieszkać samym. A u nich, jakby nie patrzeć,
jest tylko jeden dorosły i sześcioro dzieci. Anna więc dostała olśnienia i
rozkazała:
- Ukryć się! Już! – wszyscy ruszyli do szafy, aby się w niej ukryć,
oprócz Layserga, który pobiegł na górę. W tym momencie rozległo się pukanie do
drzwi. Przyszła narzeczona Yoh powoli je otworzyła.
- Dzień dobry, jestem konspirant Brzózka. Zostałem
wezwany… Drogie dziecko, gdzie jest jakiś dorosły z którym mógłbym pogadać? –
zapytał się Anny jakby miała 5 lat. Ta z trudem powstrzymała się, żeby go nie
walnąć. Wzięła jednak głęboki oddech i powiedziała z lekka dziecięcym głosem:
- Rodziców nie ma w domu, bo wyjechali. Ale wcześniej
powiedzieli, że jakbym miała jakiś problem, to żebym pytała pana policjanta –
powiedziała, próbując zignorować ciche śmiechy z szafy.
- Och… Ale wiesz… Dzieci nie mogą zostawać same w domu.
Będę musiał to zgłosić i zabrać cię do domu dziecka… - zauważył proszące
spojrzenie dziewczyny – No dobrze, a jaki masz problem?
- No bo… - raczej nie mogła mu powiedzieć, że jej
narzeczony zaginął, bo brzmiało by to dziwnie więc… - mój brat zniknął – w tym
momencie z szafy rozległ się rumor - To
tylko szczury, niech się pan nie przejmuje. – odpowiedziała na nie zadane
pytanie policjanta.
- No dobrze… Czy twój brat miał jakiś wrogów? - Anna spojrzała się na niego jak na wariata.
„I co ja mam mu niby powiedzieć?! Że tylko sprzymierzeńcy jego brata bliźniaka
którego zabił, bo on chciał zabić jego oraz przy okazji całą ludzkość? Lepiej
mówić, że nie”
- N-nie… - w tym momencie wbiegł Yoh. Zobaczył Annę i
policjanta, przez co zrobił naprawdę głupią minę. Był jeszcze bardziej
zdziwiony, gdy rzuciła się na niego Anna z okrzykiem: Braciszku~~! oraz
szepnęła mu złowrogim tonem do ucha:
- Do póki ten gościu tu jest, jesteś moim bratem. Nie
wygłup się. – nie zamierzał. Wiedział do czego wściekła Anna jest zdolna.
-No dobrze… Jak rozumiem, to jest twój zaginiony brat,
tak? Świetnie, że się odnalazł, ale teraz muszę zadzwonić po waszych rodziców i
na czas ich nieobecności zabrać was do Domu Dziecka.
- Ale dlaczego? – zdziwił się Yoh
- Bo nie możecie tu mieszkać bez opieki dorosłego! –
zawołał zdenerwowany konspirant.
- No tak, ale przecież… - próbował coś powiedzieć
- Żadnych ale! – przerwał mu pan Brzózka.
- Ale ja przecież zniknąłem, bo mama zadzwoniła i
poprosiła, żebym przyjechał po nią na lotnisko… - powiedział do
zdezorientowanego policjanta. Zresztą jego domniemana siostra też była
zszokowana.
- Co ty wyprawiasz. – syknęła cicho, ale ten pokazał jej
ręką, że ma pewien plan. W tym też momencie drzwi otworzyły się i weszła… jego
prawdziwa siostra. Jednak była ona przemieniona – wyglądała teraz na około
trzydzieści lat.
- Ohayo! Eee… Kim pan jest? – zapytała zdziwiona
mężczyzny. On też był zszokowany. Odpowiedział jej:
- Witam, jestem konspirant Brzózka i zostałem tu wezwany.
Ta oto młoda dama zadzwoniła na policję w związku z tym, że zaginął jej brat,
tu oto obecny… - końcówkę powiedział z mniejszym przekonaniem i lekkim
zawstydzeniem, na szczęście, bo inaczej zobaczyłby on na twarzy Kasumi lekką
złość wywołaną tym, że narzeczona jej brata podszywa się pod jego siostrę,
czyli, de facto, ją, co było dość nie fajne.
- Ale ja tu jestem, ich
mama, oraz mój b… syn też tu jest, więc chyba wszystko w porządku? - zapytał niewinnie.
- T-tak… Nie! Zostawiła ich pani sama i … - w tym momencie
Kasumi nie wytrzymała i za pomocą lekkiego ruchu ręki, takiego, aby
nikt nic nie zauważył, rzuciła na niego pewnego rodzaju urok. – co ja tak w
ogóle tu robię? Lepiej będzie jak pójdę do domu – i wyszedł cały szczęśliwy.
Kiedy tylko zatrzasnęły się drzwi, z szafy wylecieli szamani. Otrzepali się i
zrobili wielkie oczy na widok nadal dorosłej dziewczyny. Ryo nie wytrzymał i
wypowiedział swoją standardową formułkę. Kasumi zrobiła się czerwona i go
walnęła, a Yoh zrobił się czerwony i go nie walnął. W końcu siostra zrobiła to
za niego., więc po co ryzykować? Wszyscy wpatrywali się w dziewczynę, kiedy ze
schodów zszedł Layserg. Wpatrywał się w nich wielkimi oczami, a przede
wszystkim w tajemniczą, nowo przybyłą.
- Kim ty, do diaska, jesteś?! – zawołał. Kas pomyślała
tylko : „Oj!”
*** w lesie gdzieś
na obrzeżach Tokio***
Ren szedł sobie po lesie szukając Yoh. Oznaczało to, że ma
iść i nie zasnąć. Ale jako że spanie jest dla słabych, nie było z tym większego
problemu. Wtem, usłyszał krzyk oraz szaleńczy śmiech. I już wszystko jasne.
- Hahahahaha! Pewnie też jesteś uczennicą Zeka, co? Skoro nie zaprzeczasz to to musi być prawda! – zawołał… każdy wie kto, ale i
tak napiszę: Marco. Stał on z pistoletem wycelowanym prosto w głowę dziewczyny.
- Przecież zaprzeczam, cały czas! - krzyknęła przerażona widząc jednak, że to co mówi nie dociera do "dziwnego creepy zboczeńca", dziewczyna odepchnęła się rękami od ziemi i w piękny sposób walnęła Wyrzutka w nos. Ten z wściekłością wypisaną na twarzy wyciągnął pistolet i strzelił. W tym momencie, Len zrobił coś całkiem nie zgodnego z prawami logiki. Wyskoczył i za pomocą swojego Guan-Dao odbił kulę, a następnie w 3,72 sekundy pokonał złego pana w białym szlafroku. Tak, Marco, jako że była noc, był w szlafroku. Wyglądał przez to jeszcze bardziej idiotycznie, niż zazwyczaj, szczególnie, że pod czas walki z dziewczyną wiele razy wpadł w błoto. Len, po wykopaniu Wlasiacza w las, podszedł do dziewczyny i pomógł jej wstać. Popatrzyła na niego przerażona. Po ujrzeniu wielkiego Ducha jakim jest Bason, przestraszyła się jeszcze bardziej. Widząc jednak, że jest bezpieczna zapytała się:
-Czy wiesz może jak dotrzeć na ulicę Kocią 23? Bo trochę się zgubiłam - zapytała zażenowana. Chłopak odwrócił się i odchodząc zawołął:
-Tak, mieszkam nie daleko więc po prostu idź za mną.
- Przecież zaprzeczam, cały czas! - krzyknęła przerażona widząc jednak, że to co mówi nie dociera do "dziwnego creepy zboczeńca", dziewczyna odepchnęła się rękami od ziemi i w piękny sposób walnęła Wyrzutka w nos. Ten z wściekłością wypisaną na twarzy wyciągnął pistolet i strzelił. W tym momencie, Len zrobił coś całkiem nie zgodnego z prawami logiki. Wyskoczył i za pomocą swojego Guan-Dao odbił kulę, a następnie w 3,72 sekundy pokonał złego pana w białym szlafroku. Tak, Marco, jako że była noc, był w szlafroku. Wyglądał przez to jeszcze bardziej idiotycznie, niż zazwyczaj, szczególnie, że pod czas walki z dziewczyną wiele razy wpadł w błoto. Len, po wykopaniu Wlasiacza w las, podszedł do dziewczyny i pomógł jej wstać. Popatrzyła na niego przerażona. Po ujrzeniu wielkiego Ducha jakim jest Bason, przestraszyła się jeszcze bardziej. Widząc jednak, że jest bezpieczna zapytała się:
-Czy wiesz może jak dotrzeć na ulicę Kocią 23? Bo trochę się zgubiłam - zapytała zażenowana. Chłopak odwrócił się i odchodząc zawołął:
-Tak, mieszkam nie daleko więc po prostu idź za mną.
***I
znowu w willi Asakurów***
- Kim ty, do diaska, jesteś!? – zawołał ponownie.
Wszystkim chodziło to po głowie, ale nie byli tym aż tak zaaferowani. Siostra
Yoh jednak była głucha na to i najzwyczajniej w świecie poszła do łazienki.
Kiedy po dwóch minutach stamtąd wyszła, była już normalnego wzrostu i wyglądu.
Miała też na sobie inne ubrania, tj. lniane, workowate spodnie i T-shirt w
kolorach moro. Różniły się one dość znacznie od białej bluzki z guzikami,
rajstop i dość krótkiej spódnicy, którą wcześniej, jako matka narzeczeństwa
miała na sobie. Różniło się też obuwie, bo w tym momencie miała gołe stopy, jak
przystało na dziecko z dziczy, a wcześniej miała na różowe pantofelki. Wszyscy
mieli mocno zdumione miny, a Ryo się załamał, bo nie wiedział, czy opłaca musi
się startować do niej jeszcze raz, czy też dostanie w głowę jak wcześniej.
Spojrzała na nich z uśmiechem i usiadła na poręczy od schodów. Wszyscy głośno zastanawiali się kim ona jest i
co tu robi, Choco rzucił nawet jakimś żartem, a ona zachowywała się jak małe
dziecko, kiwając nogami. Naraz, znieruchomiała, zdumiała się i zaśmiała.
Spojrzała na Annę i powiedziała:
- Nie, nie jestem dzieckiem z
dziczy. Chociaż w zasadzie… - udała, że się zamyśla – dobra, jestem dzieckiem z
dziczy. W tym masz rację. Ale pozostałe twoje domysły są raczej błędne. –
stwierdziła, na co wszyscy zamarli. Anna nie czego nie mówiła. Anna tylko
pomyślała, a jak wiadomo, nie wiele osób w myślach czytać umie. Layserg już
miał po raz kolejny zadać pytanie, kiedy przerwała mu Anna.
- Które są błędne? – zapytała
chłodnym głosem, wpatrując jej się w oczy. Wyraz twarzy przepytywanej
dziewczyny natychmiast się zmienił na poważny.
- Ponumeruj je jakoś, to ci
powiem. – poczekała chwilę i zaczęła śmiać się naprawdę głośno. – numer czwarty
jest naprawdę mocno błędny. Serio. –otarła wierzchem dłoni łzy z kącików oczu. Słyszała
nawet jej westchnienie ulgi w jej umyśle. „Tak… ciesz się ciesz. Chociaż
pomysł, że Yoh chciałby cię zostawić dla mnie… To chyba podchodzi pod kazirodztwo…
A on cię przecież tak kocha…” myślała. Oczywiście wcześniej uniosła blokadę
wokół swoich myśli, aby nikt, w tym Hao, nie mógł do nich zajrzeć. Już chciano
zadać jej następne pytanie, gdy nagle drzwi się otworzyły. Za nimi stała
wyraźnie wściekła dziewczyna, trochę za nią jakiś chłopak, a za nim – Morty. Kasumi
zamarła, a przerażenie wpłynęło na jej twarz. Zrobiła się blada, a kiedy Ann
podeszła do niej, szepnęła cicho:
- Ploszę, nie bij. – jednak blondynka
nie przejęła się tym, walnęła ją w głowę i zaczęła wyciągać z domu. Porywana
zaczęła szukać ratunku. W końcu spojrzała na chłopaka i zapytała:
- I ty, Leo, przeciwko mnie? –
zrobiła udręczoną minę.
- Tak. Znowu nikomu nie
powiedziałaś gdzie idziesz! Miałaś być tam gdzie miałaś być, a zamiast tego,
chłopak przybiega do mnie zdezorientowany, bo nagle gdzieś zwiałaś! –
chłopakiem o którym było mowa, był oczywiście Morty, który po kilku nie
zręcznych chwilach sam na sam z Hao, zwiał do obozu. Został tam wypytany, czy
widział ich Mistrzynię oraz zaciągnięty do byłego domu przez dwójkę nastolatków –
jedną wściekłą, bo się o nią martwiła i jednego znudzonego całą sytuacją.
Kasumi była już w zasadzie za drzwiami, kiedy Yoh nagle się przemógł i zawołał:
- Ej, Kas! Pozdrów ode mnie
swojego brata! – ta na początku nie zrozumiała o co biega, ale po chwili
załapała, że chodzi mu o Hao. Zawołała więc w odpowiedzi, nie pewna czy ją
usłyszy:
- Spoko!
Przepraszam wszystkich za taką długą zwłokę. Oraz to, że wiele razy mówiłam, że coś będzie, a nie było. Komputer mi się psuje, więc tata mi go ciągle zabiera i naprawia. Ale teraz naprawdę, postaram się, aby rozdziały były częściej. Publikuje to, i biorę się za ucznia Haoksiężnika. Mam również nadzieję, że wam się podoba, bo pisałam to przez dwie i pół godziny. To coś ma pięć stron w Wordzie i 2312 wyrazów! Ach, i dedykuje wszystkim, którzy na to czekali. Serio chciałam to dodać 3 marca w międzynarodowy dzień pisarza, więc zmieniłam datę. Może się uda. Szczęśliwego dnia pisarza!
PS
A tak serio, jakby ktoś się zastanawiał, dlaczego tak długo nie pisałam, to jest prosty powód - Bleacha oglądałam. A obejrzenie ponad 200 odcinków (pół godziny każdy) w ciągu miesiąca, to nie jest normalne, więc... Ale to anime na serio bardzo wciąga. Bardzo...
PS
A tak serio, jakby ktoś się zastanawiał, dlaczego tak długo nie pisałam, to jest prosty powód - Bleacha oglądałam. A obejrzenie ponad 200 odcinków (pół godziny każdy) w ciągu miesiąca, to nie jest normalne, więc... Ale to anime na serio bardzo wciąga. Bardzo...