(Wstawcie tu przeprosiny za dłuuugą nieobecność .-.)
Szedłem sobie przez las. Kasumi nigdzie nie było, więc
najzwyczajniej w świecie poszedłem na spacer. Mijałem drzewa, kwiatki i inne
takie. Bezwiednie ruszyłem w stronę miejsca, gdzie wcześniej widziałem Yoh… i
Yoh. No właśnie? O co chodzi? Była tam też Kasumi. Może to ona wytworzyła jego
klona! Może… Może Yoh jest objęty jakimś projektem ochrony świadków! – snuł
teorie spiskowe Morty. Dochodził właśnie do tej polany. W tym momencie usłyszał
pytanie Kasumi:
- …za ile pełnia?
- Za tydzień, a co? – Odpowiedział beztroskim tonem wkraczając
na polanę, nie przygotowany na szok, który go zaraz spotka.
***Kashia***
Gdzie. Ona. Jest! Ten się zaraz obudzi, a ja nie mam pod
ręką nic, czym mogłabym go walnąć w łeb! – chłopak poruszył się niespokojnie –
GDZIE ONA JEST???!!! – chłopak otworzył oczy – O, sorry. – walnęła go kantem
dłoni splot słoneczny, a może to skroń?, przez co zemdlał.
- Co ja przed chwilą zrobiłam? Mam tylko nadzieję, że go nie
zabiłam .-.
***Hao, Yoh, Kasumi i
Morty***
- OmójBożeontuidziezarazwszyscyzginiemyaprzynajmniejjaruszajsięYohkretynie!
– Hao zerwał się na równe nogi i próbował ciągnąć brata w stronę gdziekolwiek.
Na to Yoh wstał i wymierzył bratu siarczystego policzka.
- Ała! Za co?
- Nie dość, że nas słyszy to jeszcze widzi.
-Aha… Ale jak zginę, to to będzie twoja wina, no nie? – powiedział
z rozbawieniem
- Jasne! – pozwolił sobie poczochrać włosy, a następnie
oddał mu tym samym. Po chwili tarzali się po ziemi. W tym momencie zza drzew
wyszedł Morty (powiedzmy, że musiał zawiązać buta i nie widział, ani nie
słyszał co się działo). Zrobił wielkie oczy, które skierował z bliźniaków na
mentorkę i z powrotem. W końcu dziewczyna widząc zdumienie podopiecznego,
odezwała się.
- Chłopaki, ogarnijcie się! Morty się na was dziwnie patrzy!
– ofuknęła ich.
- Cześć Morty! – zawołał Yoh do przyjaciela nadal siedząc
obok brata, opierając się na rękach z tyłu.
- Cześć Morty! – zawołał Hao, mając nadzieje na zginięcie,
ani nic takiego.
- Ja… Czy ja widzę podwójnie? – i zemdlał. Kasumi
natychmiast podeszła, aby go ocucić. Bliźniacy wstali i popatrzyli na siebie,
krzywo się uśmiechając.
***Kashia***
Zabiję ją. Zabiję. Co z tego, że się nie da. Muszę ciągnąć
to grube cielsko przez całą drogę z lasu do rezydencji, w dodatku narażona na
wzrok ciekawskich mieszkańców. W końcu jednak docieram tam i wrzucam jego ciało
na drzewo. Rozejrzałam się w około, szukając energii duchowej domowników.
Najwyraźniej Anna wyszła. Taa… Kręcące się nie daleko duchy nie powinny
sprawiać problemów. Wtem, gałąź, na której staliśmy (leżeliśmy) złamała się.
Zdążyłam chwycić się gałęzi nade mną, ale chłopak nie miał takiego szczęścia
jak sprawne kończyny. Rozległo się dość głośne „Chlup!”. Cicho zaklęłam i zeskoczyłam,
aby wyjąć tego durnia z sadzaki. Był cały mokry, przez co jeszcze cięższy. Zataszczyłam
go pod drzwi i przykryłam wycieraczką. Zostawiłam też karteczkę: „Gomen, za zmoczenie wycieraczki” I
zwiałam. Wcześniej zadzwoniłam do drzwi.
Jakiś duch wyjrzał przez nie, zobaczył Horo i wzruszył ramionami. Nie ma to jak
duch opiekuńczy.
Mhhahaha! Napisałam! Co z tego, że miało być tydzień temu, radujcie się!