czwartek, 5 lutego 2015

19. Morty mdleje (a ja nie mam pomysłu na tytuł)



(Wstawcie tu przeprosiny za dłuuugą nieobecność .-.)




Szedłem sobie przez las. Kasumi nigdzie nie było, więc najzwyczajniej w świecie poszedłem na spacer. Mijałem drzewa, kwiatki i inne takie. Bezwiednie ruszyłem w stronę miejsca, gdzie wcześniej widziałem Yoh… i Yoh. No właśnie? O co chodzi? Była tam też Kasumi. Może to ona wytworzyła jego klona! Może… Może Yoh jest objęty jakimś projektem ochrony świadków! – snuł teorie spiskowe Morty. Dochodził właśnie do tej polany. W tym momencie usłyszał pytanie Kasumi:
- …za ile pełnia?
- Za tydzień, a co? – Odpowiedział beztroskim tonem wkraczając na polanę, nie przygotowany na szok, który go zaraz spotka.
***Kashia***
Gdzie. Ona. Jest! Ten się zaraz obudzi, a ja nie mam pod ręką nic, czym mogłabym go walnąć w łeb! – chłopak poruszył się niespokojnie – GDZIE ONA JEST???!!! – chłopak otworzył oczy – O, sorry. – walnęła go kantem dłoni splot słoneczny, a może to skroń?, przez co zemdlał.
- Co ja przed chwilą zrobiłam? Mam tylko nadzieję, że go nie zabiłam .-.
***Hao, Yoh, Kasumi i Morty***
- OmójBożeontuidziezarazwszyscyzginiemyaprzynajmniejjaruszajsięYohkretynie! – Hao zerwał się na równe nogi i próbował ciągnąć brata w stronę gdziekolwiek. Na to Yoh wstał i wymierzył bratu siarczystego policzka.
- Ała! Za co?
- Nie dość, że nas słyszy to jeszcze widzi.
-Aha… Ale jak zginę, to to będzie twoja wina, no nie? – powiedział z rozbawieniem
- Jasne! – pozwolił sobie poczochrać włosy, a następnie oddał mu tym samym. Po chwili tarzali się po ziemi. W tym momencie zza drzew wyszedł Morty (powiedzmy, że musiał zawiązać buta i nie widział, ani nie słyszał co się działo). Zrobił wielkie oczy, które skierował z bliźniaków na mentorkę i z powrotem. W końcu dziewczyna widząc zdumienie podopiecznego, odezwała się.
- Chłopaki, ogarnijcie się! Morty się na was dziwnie patrzy! – ofuknęła ich.
- Cześć Morty! – zawołał Yoh do przyjaciela nadal siedząc obok brata, opierając się na rękach z tyłu.
- Cześć Morty! – zawołał Hao, mając nadzieje na zginięcie, ani nic takiego.
- Ja… Czy ja widzę podwójnie? – i zemdlał. Kasumi natychmiast podeszła, aby go ocucić. Bliźniacy wstali i popatrzyli na siebie, krzywo się uśmiechając.
***Kashia***
Zabiję ją. Zabiję. Co z tego, że się nie da. Muszę ciągnąć to grube cielsko przez całą drogę z lasu do rezydencji, w dodatku narażona na wzrok ciekawskich mieszkańców. W końcu jednak docieram tam i wrzucam jego ciało na drzewo. Rozejrzałam się w około, szukając energii duchowej domowników. Najwyraźniej Anna wyszła. Taa… Kręcące się nie daleko duchy nie powinny sprawiać problemów. Wtem, gałąź, na której staliśmy (leżeliśmy) złamała się. Zdążyłam chwycić się gałęzi nade mną, ale chłopak nie miał takiego szczęścia jak sprawne kończyny. Rozległo się dość głośne „Chlup!”. Cicho zaklęłam i zeskoczyłam, aby wyjąć tego durnia z sadzaki. Był cały mokry, przez co jeszcze cięższy. Zataszczyłam go pod drzwi i przykryłam wycieraczką. Zostawiłam też karteczkę: „Gomen, za zmoczenie wycieraczki” I zwiałam. Wcześniej zadzwoniłam  do drzwi. Jakiś duch wyjrzał przez nie, zobaczył Horo i wzruszył ramionami. Nie ma to jak duch opiekuńczy.



Mhhahaha! Napisałam! Co z tego, że miało być tydzień temu, radujcie się!