- Yoh,
wstawaj! Wstawaj! No wstawaj, że! Ech… No dobra… Pobudka, ty leniwy leniu, wstawaj
albo czeka cię maraton przez pustynię i dieta sałatkowa!!! – wrzasnęła Anna do
narzeczonego, który odsypiał sobie ostatnią, pełną wrażeń noc. Podziałało. Chłopak,
przerażony perspektywą biegu w gorącu oraz, o zgrozo, zakazie jedzenia
cheeseburgerów, natychmiast wstał. Po niedługiej chwili, cała grupa wyruszyła w
dalszą drogę. W pewnym momencie, Ryo wpadł na genialny plan i, po
skonsultowaniu się z Anną, użył kontroli ducha: Wielki Kciuk. Już po chwili
witali się z Billi, który wydawał się zdziwiony powiększeniem grupy. Klepnął
Ryo po ramieniu.
- Ale wam dziewczyn przybyło! Brawo mój przyjacielu! – widać,
miał dobre intencje względem kumpla, nie przewidział jednak, że ten się rozpłacze.
Były ku temu dwa powody. Pierwszy: nadal nie znalazł sobie dziewczyny. Drugi:
bał się Anny, która prawie zabiła go wzrokiem i emanowała złowieszczo-zabójczą
aurą, tak, że aż wszyscy się od niej o dwa kroki odsunęli. Nie zrobili tak
tylko Yoh, Morty, Len i dziewczyny, dlatego nie musieli oni biec za samochodem.
Pozostałe osoby usiadły sobie w i na samochodzie. Chłopaki zaczęli sobie
żartować, a raczej żartować z tych, co biegną za samochodem. Nagle, oprócz
śmiechu Morty’ego, dziewczyn, duchów i cichego uśmiechu Lena, usłyszał jeszcze
jeden, inny. Umilkł i rozejrzał się w około. Śmiech umilkł. Karzełek spojrzał
na niego ze zdziwieniem. Yoh jednak zaśmiał się razem z innymi z ciętej riposty
Lena i młodzieniec stracił zainteresowanie dziwnym zachowaniem kolegi. Yoh
jednak nie mógł zapomnieć o tym wesołym i radosnym śmiechu, który brzmiał,
jakby od dawna nikt go nie używał. Zaczął się zastanawiać, kto mógł wydać z
siebie tan dźwięk. Duch? A może to było przesłyszenie? A może… Czyżby był to
Zake…?
„Sorry za sytuację” usłyszał w swojej głowie. Rozszerzył oczy
ze zdziwienia. „Dobra, serio już ci wyłażę z głowy, no!” w tym momencie Yoh
uznał, że ma halucynacje i uznał, że zaśnie sobie. Nie było mu jednak dane
drzemać zbyt długo, ponieważ po chwili obudziło go ostre hamowanie. Okazało
się, że był to przemarsz owiec na drodze. Szamani podziękowali więc mężczyźnie,
który ich podwiózł i ruszyli dalej pieszo. Najbardziej nie zadowoleni byli ci,
którzy przez jak że długi okres czasu biegli, zamiast siedzieć sobie wygodnie.
Szli sobie całkiem szybko. Yoh już więcej nie miał wrażenia, że ktoś w jego
głowie gada. Jedynymi urozmaiceniami wśród jałowej pustyni, były tylko co
dziwniejsze i mniej śmieszne żarty nie-komika. Nie wiadomym, dlaczego nadal próbował
rozmieszać gawędź, skoro zawsze kończyło się to tym, że Horo i Len gonili go z
chęcią mordu. Mimo to nie poddawał się. W pewnym momencie, usłyszeli wycie
jakiegoś zwierzęcia w oddali. Choco natychmiast to podchwycił i zawołał:
- Ej, a co jeżeli to Chupacabra? Całe szczęście, że nie
jesteśmy kozami! – zawołał przebrany za kozę. To, skąd wziął kostium i pomysł,
na zawsze zostanie tajemnicą, również dla narratora. (a pani od Polskiego
mówiła, że narrator trzecioosobowy wie wszystko ._.) Po mocnym dostaniu w głowę
od Lena, uspokoił się na chwilę. W tym czasie, Tamara podeszła do Morty’ego.
- Um, ano… Przepraszam, wiesz może co to jest ta Chupacabra? –
spytała nieśmiało.
- Jasne. To taki potwór porywający kozy w Ameryce
Południowej. Zaraz powiem ci więcej. – dodał, wyjmując laptopa z plecaka.
- Ej, zaraz! – Trey przerwał duszenie żartownisia – przecież twój
komputer się zepsuł!
- Co? A, jak byliście w tym dziwnym wymiarze, to mi naprawił.
– odpowiedział spokojnie, surfując po Internecie. Po chwili, dał przerażonej
dziewczynie do przeczytania cały artykuł. Zarumieniona podziękowała mu. Kiedy
słońce zaczynało chować się za horyzontem, na skraju pola widzenia zobaczyli
miasto. Ponownie, Ryo użył kontroli ducha i użył Wielkiej Kontroli Ducha,
która, jak wiadomo, ma kółka. Dzięki niej, szybko dotarli do miasta.
Zakwaterowali się w hotelu i bezproblemowo poszli spać.
***
-Ech… Dlaczego akurat w mieście! Przecież mogli gdziekolwiek indziej!
–wołał Hao, chodząc po obozie. Lunchist tylko przewracał oczami. W końcu,
wypowiedział się.
- Nie ostrożnym byłby kręcić się tak blisko i często dookoła
twojego brata, mistrzu. Te nędzne Wyrzutki, mogą zacząć coś podejrzewać! A
wtedy, Yoh może byś w niebezpieczeństwie! – próbował przemówić do tej uczuciowej
strony swojego mistrza, której, wbrew pozorom, miał więcej niż tej zimnej i
nieczułej. Przekonał go. Za pomocą teleportacji, przeniósł ich aż 30 kilometrów
dalej, aby nikt niczego nie podejrzewał. Miał tylko nadzieję, że brat nie
będzie miał mu za złe czytanie jego myśli i sprawienie, że jego kolega uznał go
za idiotę.
***
Po kilku dniach, doszli do dość dużego miasta, w którym
byli prawie sami szamani. Yoh był dość mocno zaniepokojony brakiem bliźniaka,
dopóki nie zobaczył Opacho biegnącej ku mu.
- Mistrzu Yoh! Mistrz Hao wysłał tu Opacho, żeby przekazać ci
wiadomość! Mistrz ma przyjść na zachodnią część miasta, bo tam są niedobrzy ludzie,
którzy po tym jak Mistrz z nimi porozmawia, będą się bić z Mistrza
przyjaciółmi! Szybko! Niech Mistrz biegnie za Opacho! – zawołała i pobiegła na
zachód. Po chwili, spotkał resztę swojej grupy, którzy nie zdziwili się obecnością
Opacho, bo ta zniknęła. Wbiegli na ulicę, na której odgrywały się dramatyczne
sceny. Walczyli z Drużyną Lodu i następnego dnia całkiem wygrali. Zostali
jeszcze trzy dni w mieście, a potem wyruszyli w dalszą drogę. Yoh przez cały
ten czas nie widział swojego brata.